03.07.2008r. Bielsko Biała
Tego dnia słońce świeciło wyjątkowo mocno. Skwar lał się z
nieba, a ona siedziała kolejną godzinę i obserwowała zmagania kolejnych
par. Dla niej zawsze istniała tylko siatkówka halowa, żadna inna nie wchodziła
w rachubę. Do teraz. W tej chwili miała ochotę co najmniej udusić osobnika,
dzięki któremu znalazła się w tym miejscu. Rozejrzała się wokół siebie. Części
osób już nie było, a jej najlepsza przyjaciółka w najlepsze podrywała kolejnych
opalonych facetów. Skinieniem głowy dała jej znać, że idzie poszukać czegoś do
picia. Przechodząc koło budki z zimnymi napojami siedemnastolatka zasłaniając
się przed oślepiającym słońcem, wpadła na chłopaka opartego o stoisko.
- No nie wierze, mała Marchewa,
przyjechała zobaczyć swojego przyszłego męża. – zaśmiał się młody chłopak.
-Mała
Marchewa zastanawia się, jak zatuszować
morderstwo niedoszłego męża. – Antosia ostrzegawczo spojrzała na swojego
towarzysza. – Ciebie Wojciechu trzeba chyba spodziewać się wszędzie.
-No
przyznaj się, przyjechałaś specjalnie dla mnie. – Wojtek dźgnął dziewczynę w
bok.
-Ta
i dlatego teraz pozwolisz, ale pójdę poszukać swojej drugiej lepszej połówki. –
uśmiechnęła się promiennie do chłopaka.
-Tocha,
wieczorem jest impreza, wpadnijcie. – krzyknął jeszcze za nią.
Impreza
rozkręcała się na dobre. Część towarzystwa była już nieźle wstawiona, pozostali
doskonale bawili się na parkiecie. Antonina stała w towarzystwie nowo poznanych
ludzi. Śmiała się. Można powiedzieć, że uśmiech nie schodził jej z twarzy. Gdy
Bartosz kończył opowiadać kolejny żart, poczuła na swoich biodrach czyjeś ręce.
-Kochanie,
tu mi się schowałaś. A ja szukam cię wszędzie. – chłopak przyciągnął ją jeszcze
bliżej do siebie i złożył na jej karku czuły pocałunek. – Nie przedstawisz
mnie?
-Oj
przepraszam, mój miły. – uśmiechnęła się do chłopaka. – Poznajcie to mój
niezrównoważony przyjaciel, woli chłopców, ale dla niepoznaki podrywa
dziewczynki. – puściła oko zebranym. – Panowie, Wojciech jest wasz.
-Nie,
nie. Teraz to ja jestem twój i pójdziesz ze mną tańczyć. – Wojtek chwycił
dziewczynę i porwał ją na parkiet. – Dlaczego ty mnie tak nie lubisz? –zapytał wprost
do jej ucha.
-
Bo ciebie nie da się lubić. – poklepała chłopaka po ramieniu. – Pamiętasz, jak
zgubiłeś się w lesie? – chłopak kiwnął twierdząco głową. – Naskarżyłeś na mnie.
Że niby to moja wina. A to ja wróciłam z rozciętym kolanem, a jeszcze szlaban
dostałam. I ciągle nazywałaś mnie Marchewą.
-Kamil
cię tak nazwał, a ja tylko podłapałem. – uśmiechnął się. – Pięknie wyglądasz,
możesz mi nie wierzyć, ale mała Marchewa, stała się całkiem fajną dziewczyną.
-Fajny
z ciebie kumpel, naprawdę, tak wkopywać przyjaciela.
-Tośka...
W
tłumie odnaleźli resztę swojej paczki. Magda wciąż uwieszona na ramieniu Kamila
z zapartym tchem słuchała historyjek z życia nieobecnej dwójki.
-I
mówię ci, wtedy właśnie wiedziałem, że to musiało się tak skończyć. – zaśmiał się
Kamil, a Magda prawie już płakała.
-O
czym rozmawiacie? – zapytała Tośka, gdy podeszli bliżej.
-Jestem
oburzona, że nigdy mi nie opowiadałaś, jak prawie pozbawiłaś męskości, jednego
z nich. – odpowiedziała wciąż śmiejąc się Magda.
-Bo
nie ma o czym mówić. Podlazł, to oberwał. – wzruszyła ramionami, uśmiechając
się pod nosem. – Ale przynajmniej nigdy nie wątpili, że potrafię lepiej niż oni
posługiwać się młotkiem. Prawda Wojtuś?
-I
tak kiedyś będziesz moja, to tylko kwestia czasu. – odezwał się milczący do tej
pory Wojciech.
-Oj,
prędzej Magda zmieni Kamila, niż ja będę twoja.
10.08.2009r.
Poznań
-Wiesz,
że ja naprawdę nie wierzyłem, że wy będziecie kiedyś z Wojtkiem razem.
-Ja
też. Prędzej pomyślałabym, że go zabiję, niż zgodzę się z nim wyjechać do
Warszawy. – Tośka spojrzała na Kamila i uśmiechnęła się pod nosem. – A tym bardziej,
że ty znajdziesz tą jedną jedyną.
-Proszę
cię, Karolina to taki dodatek. – Kamil spojrzał dziewczynie prosto w oczy. –
Jesteś szczęśliwa?
-Jak
nigdy.
-To
dobrze, ale jeśli kiedykolwiek go skrzywdzisz, osobiście zrobię ci krzywdę,
Marchewa.
-Wiedziałam
– wbiła mu palec w żebra – Wiedziałam, że to ty.
-Przecież
to prawda. Mała ruda piegowata dziewczyna. Istna marchewka. – oboje zaśmiali
się. – Ale ja mówię poważnie, Antośka.
-Wiem.
I nie mam takiego zamiaru. Za bardzo go kocham.
27.11.2011r.
Poznań
Takie
dni powinni wykreślić z kalendarza, zanim jeszcze nastąpiły. Tego dnia, nie
miała zamiaru wstawać z łóżka. Nigdy. Chciała w całości spędzić go w ramionach
mężczyzny śpiącego w jej łóżku. Tylko w nich czuła się bezpieczna i naprawdę
szczęśliwa. Nigdy wcześniej i wiedziała, że nigdy później nie będzie się już
tak czuć. Kochana.
-Wszystkiego
najlepszego. – Antosia poczuła jego dłonie na swoich biodrach. – Wracaj do
łóżka, zrobię ci urodzinowy masaż.
-Tak,
ale ja mam ochotę na coś innego. – odwróciła się do niego i przygryzła dolną wargę.
– I tylko ty możesz mi to zrobić.
-
O niczym innym nie marzę. – szepnął jej do ucha.
Tym
razem wszystko było inne. Intensywniejsze. Pełniejsze. Tak, jakby czuł, że to
ich ostatni raz. Nigdy więcej, nie będzie trzymał jej w ramionach. To było ich
pożegnanie. Ich ostatnia chwila. Chwila, która nigdy nie powinna się wydarzyć,
a jednak bez niej ich życie byłoby nie pełne. Może gdyby spotkali się w innym
miejscu. W innym czasie. Może wtedy. A może i nie. Niewiele ludzi dostępuje prawdziwej
miłości. Ona swoją spotkała. Tamten wieczór, nigdy nie powinien być ich, a nigdy
nie powinna pozwolić sobie i jemu. Każdy kolejny ranił ich serca, tak mocno,
dając jednocześnie jeszcze więcej. Kochała go. Kochała i wiedziała, że nigdy
nie przestanie. Nigdy. Dlatego musiała zniknąć. By ocalić siebie, jego i ich
przyjaźń. By ocalić Wojtka. By nigdy nikt nie dowiedział się, jak bardzo słaba była w tym momencie.
W chwili, gdy po raz pierwszy powiedziała mu, że go kocha, a potem biorąc
spakowane życie wyszła ze swojego mieszkania, by nigdy nie wrócić.
******
Aby trochę rozjaśnić, trzeba było wrócić do początku. Mam nadzieję, że powoli coś zaczyna się układać. Szalpuk pojawi się za trochę na trochę, ale jak wróci, to namiesza.
Teraz tylko została do posprzątania pustynia, a potem zacznę się uczyć.
Buziaki ;)