poniedziałek, 25 kwietnia 2016

*Jeśli mnie kochasz, musisz pozwolić mi odejść...

27.11.2021r. Poznań
A gdyby tak móc urodzić się jeszcze raz. Jeszcze raz przeżyć swoje życie. Jeszcze raz dokonać swoich wyborów. Ale mieć już świadomość popełnionych błędów. Żyć tak, jak zawsze się chciało. Nie ograniczać się. Nie liczyć się ze zdaniem innych. Być tam, gdzie nigdy nas nie było. Gdzie nigdy nie dotarliśmy. Kochać tych, których kochać nam nie było wolno. Pić tanie wino na plaży tuż po zachodzie słońca. Kochać się na dachu najwyższego biurowca w mieście. Być. Żyć. Istnieć. Mówią, że przeznaczenia nie da się oszukać. Mówią, że rozsądek to wszystko, co ma współczesny człowiek. Mówią, że miłość nie istnieje. Mówią, że jeszcze nigdy nie przyniosła człowiekowi niczego dobrego. Mówią, że to ona rani najbardziej ze wszystkich znanych człowiekowi uczuć. A jednak człowiek woli posługiwać się sercem. A jednak tęskni za porywami serca. A jednak płacze za utraconą miłością. A jednak to wszystko, co człowiek może dostać od drugiego człowieka. A jednak to najlepsze, co człowiek może dać drugiemu człowiekowi. Aromat kawy o świcie, zapach świeżego pieczywa o poranku. Smak jego ust na dzień dobry. Widok wzburzonego morza po nocy. Śnieżne szczyty tuż przed pierwszym płaczem dziecka. Pierwszy zapach wiosny i ostatni powiew zimy. Jego głos, smak, dotyk. Lekkie kocham cię i ciężkie będę na ciebie czekał, i całą wieczność. Tylko kiedy zaczyna się ta wieczność? Dziś? Jutro? Kiedy? Czy wieczność jednego człowieka może być wiecznością drugiego? Czy obietnica pierwszego jest zobowiązaniem drugiego? Dotyk. Smak. Zapach. Wszystko i nic. Wczoraj i dzisiaj, ale już nie jutro. Mówią, że człowiek nie powinien myśleć o dniu jutrzejszym, gdyż nie wiadomo czy jest jego. Tak wiele i niewiele zarazem. Zapach. Smak. Dotyk. Jedna decyzja. Jeden krok. Jedna niepewność. Jedna zapewność. Tysiące myśli. Tysiące snów. Setki dni i tylko jedna noc. A potem? A potem wszystko się zmieni. Ten dzień był zapowiedzią nowego jutra. Ponoć lepszego. Smak. Zapach. Dotyk. Smak już nie będzie rozbudzał jej zmysłów. Zapach nie będzie niósł ze sobą powiewu morskiej bryzy, zachodzącego słońca i bzu. Dotyk nie będzie doprowadzał jej krwi do wrzenia. Wczorajszego jutra już nie będzie. Wczorajsze jutro już nie wróci. Dopiero jako staruszka wróci do tej chwili. Siądzie wygodnie w bujanym fotelu i opowie swoim wnukom historię księżniczki, która choć kochała swojego chłopca, Nie mogła z nim być. Bo księżniczki tak właśnie robią. Mogła mieć tylko nadzieję, że chłopiec wspomni ją u schyłku swojego życia i jej przebaczy. Zapłacze, tak jak i ona nad ich miłością. Prawdziwą, a jednak tak nierealną. Spełnioną, ale nie przeżytą. Bo nie każda bajka kończy się szczęśliwie. A potem tuż przed snem ucałuje ich małe główki i podziękuje Bogu za nich i za niego, którego obiecała sobie nigdy nie zapomnieć. Smak. Zapach. Dotyk. Jego dłoń, jej dłoń. Osobno, ale wciąż razem. Choć pamięć z czasem zatrze ślad, serce będzie pamiętać zawsze. Wczorajsze jutro już nie wróci, ale dzisiejsze wczoraj będzie w nich zawsze. Tak, jak zapach Barcelony tuż po burzy. I jego zapach na jej nagiej skórze. I jego dotyk na jej kobiecości. To, co zostaje na zawsze. To, co zostało na zawsze. Smak. Zapach. Dotyk. Powiew młodości. Smak dzieciństwa i gorycz starości.Prawdziwe bajki o księżniczkach nie zawsze kończą się szczęśliwie. Tam, gdzie w bajkach następuje wyczekiwane zakończenie, w życiu rozpoczyna się walka o samą siebie. A może Kopciuszek też tak miał? Może ona też po ślubie z ukochanym księciem nie odnalazła upragnionego szczęścia. Może właśnie dlatego bajki kończą się w momencie baśniowego ślubu, żeby nie pokazywać brutalnej prawdy. Życie księżniczki wbrew pozorom wcale nie jest usłane różami. Ona przekonała się o tym na własnej skórze. Miała wszystko, ale wszystkiego dostać nie mogła. Wszystko nie było jej przeznaczeniem. Jutro wszystko miało się zmienić. Ona miała się zmienić. Jej życie. Jej świat. Jej plany, marzenia. Jej miłość. Ona. Reszta miała pozostać niezmienna. Ona. Stała na gruzach swojego życia. Swojego i tylko swojego. Reszta nie uległa zniszczeniu. Reszta nie została poddana próbie. Reszta miała dalej żyć swoim dawnym życiem. Nie żałowała w swoim życiu niczego. Żadnego momentu, żadnej chwili, żadnego ułamka zdarzenia. Tym bardziej żadnego dnia i żadnej nocy. Czasem tylko zastanawiała się, jak to byłoby być kimś innym. Nie żałowała niczego, bo w życiu niczego nie wolno żałować. A gdyby móc urodzić się jeszcze raz. Jeszcze raz przeżyć swoje życie. A gdyby żyć tak, jak zawsze chciało się żyć. Nie patrząc na innych żyć po swojemu. Na swój własny sposób. Tyle razy zastanawiała się, kim dziś by była, gdyby nigdy nie pojawił się w jej życiu, gdyby nigdy się nie spotkali. Czy wtedy kochałaby inaczej? Czy wtedy tęskniłaby mniej? Czy wtedy miałaby inne plany i marzenia na przyszłość? Zapewne nie. Wiedziała, że mogliby się nigdy nie spotkać, a i tak kochałaby go tak samo, tak samo by za nim tęskniła. Bo ludzie zawsze tęsknią za miłością swojego życia. Ludzie przez całe swoje życie szukają swoich drugich połówek. Czasem znajdują ją zbyt wcześnie i pozwalają jej odejść. Czasem odnajdują ją za późno. O parę obietnic za późno. Ale w większości nie odnajdują jej wcale. Żyją tym szukaniem całe swoje życie. I nic. Ona znalazła jego, albo on znalazł ją. Nieważne. Znaleźli się i mieli siebie przez chwilę tylko dla siebie. Mieli ogromne szczęście. Mieli. A teraz go nie ma i nigdy już nie będzie. Sama nie wiedziała, które z nich podjęło tą ostateczną decyzję. Które tak naprawdę wyszło i już nigdy nie wróciło. Nie podjęli tej decyzji razem. Nie mogła przypomnieć sobie ich ostatniego momentu. Ostatniego dnia. Ostatniej nocy. Spojrzała ostatni raz na zachodzące słońce, ostatni raz pomyślała o miłości swojego życia, wzniosła ostatni toast za jego pomyślność. A potem była już tylko księżniczką zaczynającą nowe życie.
- Pamiętam, jak kazałaś mi obiecać, że nigdy nie pozwolę ci odejść. Pamiętasz? Staliśmy w tym miejscu. Płakałaś. A ja przysiągłem sobie, że nigdy już nie będziesz więcej płakać. Chciałem chronić cię przed wszelkim złem tego świata. A potem kazałaś mi odejść. Tak po prostu. Tak jakby znudziła ci się zabawka. Jeśli powiesz mi teraz, że byłem tylko zabawką, odejdę i nigdy więcej mnie nie zobaczysz. Nigdy nie usłyszysz o mnie. Obiecuje. Ale jeśli byłem kimś – dotyka delikatnie jego dłoni. On jednak daje jej znać, że chce dokończyć. Choć oboje znają zakończenie jego wypowiedzi. Tak jakby koniecznie chciał powiedzieć to na głos. Wie, że oboje tego potrzebują. – Jeśli jednak jestem kimś więcej, nie pozwolę ci tym razem z nas zrezygnować. Porwę cię i nigdy nie oddam. Rozumiesz. Kocham cię i jeśli ty kochasz mnie, będę o nas walczył. Choćbym miał walczyć także z tobą.
- Powinnam ci teraz powiedzieć, że nic dla mnie nie znaczysz. Że nigdy nic dla mnie nie znaczyłeś. Tak, tak powinnam ci powiedzieć. Ale dobrze wiesz, że nie mogę tego zrobić. Nigdy nie powinieneś myśleć, że nic dla mnie nie znaczyłeś. Kocham cię, chociaż nie powinnam. Kocham, choć tego nie chce. Kocham i nie potrafię przestać. Ale masz rację, to wszystko twoja wina. Robisz coś ze mną, czego nie potrafię zrozumieć. Nie potrafię opisać tego słowami, co się ze mną dzieje, kiedy jesteś w pobliżu. Ale musisz odejść. Wiesz, że tak trzeba. Jeśli mnie kochasz, musisz pozwolić mi odejść. Teraz, kiedy wydaje mi się, że potrafię to zrobić. Proszę, nie utrudniaj tego. Będę zawsze przy tobie. Tuż obok. Masz cudowną rodzinę, a ja nie mam prawa jej niszczyć. 
- A co ja takiego znowu robię? Tylko cię kocham. Nic więcej. Kocham cię tak, jak na to zasługujesz. Kocham cię tak, jak kocha się taką kobietą jak ty. Jesteś… - dotknął jej policzka swoją wielką dłonią,  zmuszając ją, by patrzyła mu prosto w oczy. Ona zastanawiała się, jak taka ogromna dłoń może być tak silna i cholernie delikatna zarazem. On chciał całować każdy milimetr jej ciała, chciał być tak blisko, jak tylko się dało. Chciał jej dać w tej chwili wszystko, co tylko mógł jej dać.
-Zranimy tym za dużo ludzi. Najwidoczniej nie dane nam było. Miałeś rację, mówiąc wtedy, że inaczej nie można. Nie… - nie dane jej jednak było skończyć. Pocałował ją namiętnie i całował tak długo, nie zważając na jej protesty, aż zaczęła oddawać pocałunki.
-Tosia. Przecież to nie ma sensu.  Dość życia już zmarnowaliśmy. - oparł swoje czoło o jej czoło. - Teraz już zawsze będziemy razem. Ty, ja i nasze dzieci. To nawet nie był mój pomysł. Martyna....
-Więc to wszystko było po to, bym zrozumiała, że wtedy popełniłam błąd? Żeby uzmysłowić sobie, że to zawsze miałeś być ty?
-Zestarzej się ze mną.
-O niczym innym nie marzę, Kamilu. -pocałowała mężczyznę i popatrzyła na wschodzące słońce. Ten dzień będzie początkiem ich życia. Dopóki tylko los im pozwoli...
Smak. Dotyk. Zapach. Zawsze. Na zawsze.



******
Po raz ostatni.
W tym miejscu chciałam serdecznie Wam podziękować. Za każde miłe słowo, za każdą obecność. Dzięki Wam to wszystko nabrało mocy i ujrzało światło dzienne. Byliście moją motywacją.
Szczególnie dziękuje osobie, która była pierwszym recenzentem i to ona posłużyła mi za wzór przyjaźni. Byłaś, jesteś i będziesz. Kiedy trzeba było opieprzyłaś, kiedy trzeba było podniosłaś na duchu. Dziękuje. :)
Każde napisane przez Was słowo dodawało siły i wiary, że jednak warto pisać. Dopóki sama tego nie doświadczyłam, nie byłam świadoma, jak komentowanie jest ważne.
Wiem, że nie zawsze było zrozumiałe i proste. Mam nadzieję, że z czasem poukładało się to wszystko w jakąś mniej lub więcej spójną całość.
Zapraszam w wolnej chwili na Przemka Nikolaya, który będzie moim ostatnim dzieckiem. Po nim najprawdopodobniej nie pojawi się już nic.
Było mi niezmiernie miło gościć Was u siebie. Jeszcze bardziej, że chciałyście czytać to wszystko powyżej. Dziękuje.
Ściskam. 

niedziela, 24 kwietnia 2016

19. Śmiech kobiety, zapach dziecka, przyrządzanie kawy - oto różne smaki i zapachy miłości.

22.08.2021 
Obudził się i patrzył na najważniejszą kobietę swojego życia. Gdy powiedziała mu o ciąży, płakał jak małe dziecko ze szczęścia. Nigdy jej nie podziękował. Nigdy nie powiedział, jakie cholerne miał szczęście, że pojawiła się w jego marnym życiu. Kochał ja. Kochał i był pewien, że to właśnie ona była mu pisana. Te cztery lata spędzone w jej ramionach były wieczną wiosną z odcieniami jesieni. Kłócili się. Zwłaszcza na początku. O pierdoły. O rzeczy nieistotne, a jednak tak ważne w ich związku. Kochał ją. Uwielbiał patrzeć, jak śpi. Jak przygotowuje śniadania dla całej piątki wciąż jeszcze zaspana z resztkami snów na powiekach. Gdy wraca zmęczona. Gdy wtula się w jego ramionach odnajdując spokój i bezpieczeństwo. To, że jest tylko jego. I za tą jedną pewność w jego życiu, będzie dziękował Antosi do końca swoich dni, a jeśli się da jeszcze dłużej. Ucałował czoło swojej małżonki i udał się do kuchni, zgarniając po drodze blisko czteroletnią Zuzię. Po bliźniakach nie planowali więcej dzieci, tym bardziej tak szybko. Jednak zawsze marzyła mu się wielka rodzina. Duża gromadka dzieci i jeszcze większa ilość wnuków do rozpieszczania na starość.
-A mama znów będzie taaaka wielka? - Zuzia pokazała przed sobą brzuch zrobiony z jej malutkich rączek.
-Nie skarbie. - Wojtek zaśmiał się - Mama będzie miała troszkę mniejszy brzuszek niż przy Nikodemie i Miłoszu. Ale będziesz musiała mamusi pomagać.
-A wy nie umiecie niczego innego, tylko następne dzieci robić? - zapytała i uśmiechnęła się tak, jak tylko oni Włodarczykowie potrafili.
-O to już zapytaj swojego ojca. - do kuchni weszła Magda nalewając sobie soku do szklanki. Jak tak dalej pójdzie, będzie miał zakaz sądowy zbliżania się do mnie.
-Kochanie, ja to robię po to, żebyś się nie nudziła.
-Jak się będę nadmiernie nudziła utnę ci co nieco. - uśmiechnęła się i pocałowała córkę w czoło.

Siedziała przy kuchennym stole i obserwowała bawiące się dziewczynki w ogrodzie. Były tak bardzo podobne do Kamila. Były jej szczęściem. Były całym światem jej męża. Dobre sobie. Czasem zastanawiała się, czy kiedykolwiek tak naprawdę był jej. Kochał ją. W jakiś sposób ją kochał. Ale jego serce od zawsze należało do Tosi. Wiedziała to. I wiedziała, że zawsze tak będzie. Zostawiła go. Z dnia na dzień wyszła z jego życia, a mimo to nie mógł przestać jej kochać. Nawet jeśli nie dał jej odczuć, że jest tą drugą, nie miała pewności, że kiedykolwiek była pierwsza. Miała tyle myśli. Tyle nie wyjaśnionych spraw. Siedziała z apaszką, którą znalazła w torbie Kamila. Z pewnością nie należała do niej. Z pewnością znała jej właścicielkę. Z pewnością teraz rozumiała wszystko. I wiedziała, że tak musiało się stać. Nie miała żalu i to bolało ją chyba najbardziej. Powinna teraz rwać sobie włosy z głowy. Powinna krzyczeć i przeklinać. Powinna spakować jego rzeczy i wyrzucić go na bruk. Ale nie. Ona rozumiała.Bo tak objawia się wielka miłość. Nie trzeba było wielkiej namiętności. Rezygnowania ze swojego obecnego życia. Ona go kochała, a on kochał ją. Ale żadne z nich nie miało zamiaru rezygnować ze swojego życia. Dlatego, że oprócz miłości mieli do siebie ogromny szacunek. Do siebie i do ludzi, których kochali. Kamil nie miał zamiaru odejść, a Tosia od niego nigdy nie będzie tego wymagać. Kochał ją. Była w końcu jego żoną i matką jego córek. Gdyby chciała, wszystko zostałoby po staremu. Ale nie wiedziała, czy chciała.
-Też nie mogę się na nie napatrzeć. - Kamil usiadł koło żony. - Czasem mam wrażenie, że niczego więcej już nie chce od życia.
-Rozstańmy się. - powiedziała patrząc na córki. - Rozstańmy się ze względu na nie.
-Martyna... - Kamil spojrzał przerażony na kobietę. - O czym ty mówisz?
-Kocham cię i wiem, że ty kochasz mnie, ale tak dalej nie można. Kamil...
-Nie chce niczego więcej.
-I już zawsze będziesz prowadził dwa życia? Kamil, ona na to nie zasługuje. Nawet jeśli nic nie mówi i nie powiem, to nie zasługuje na bycie tą drugą. Ja tym bardziej. Nie mogę kazać ci wybierać, więc wybieram za ciebie. Czas skończyć z tym wszystkim. Nawet jeśli miałeś być tylko chwilą w jej życiu, stałeś się wszystkim.
-Ty coś wiesz.
-Wiem. Ale to ona powinna ci powiedzieć.
-Martyna... - spojrzał przerażony na żonę.
-Ja tylko mówię, że musicie wykorzystać czas, który wam pozostał. Tośka ma guza. Dowiedziała się parę dni przed waszym ślubem. Dlatego wyjechała. I z tego samego powodu wróciła. Bo on też wrócił...

*******
Ostatni. W okolicach środy zapraszam serdecznie na ostatnią odsłonę tej opowieści. 
Buziaczki ☺

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

18. Czy jeszcze do ciebie nie dotarło, że wpadłaś jak śliwka w gnój?

16.08.2021 Gdańsk
Kolejny raz, gdy wymykał się z jej mieszkania. Kolejny raz bez pożegnania. Kolejny raz, gdy nie mógł myśleć o niczym innym, jak tylko o jej obecności w swoim życiu. Płakała. Wiedział to, choć nigdy nie powiedziała tego na głos. Wiedział, bo znał ją, jak nikt inny. Płakała, bo ta sytuacja męczyła nie tylko ją. Męczyła także jego. Gdy dostał propozycję trenowania młodzików, nie wahał się ani trochę. Wojtek dogorywał w Lotosie, on trenował juniorów, a Antosia prowadziła swoją kawiarnię. Wszyscy znów byli w jednym miejscu. Znów powtarzali znany wszystkim schemat. Tym razem jednak żałował. Żałował każdej nocy spędzonej w ramionach nie tej kobiety. Każdego dnia, gdy wypowiadał puste słowa bez pokrycia. Każdego razu, gdy obserwował śmiejącą się dziewczynę w towarzystwie nieznajomych mężczyzn. Jedno jednak było pewne, promieniała. Jak nigdy. Promieniała, bo wreszcie znalazła swój azymut. Wreszcie była we właściwym miejscu, czasie i horyzoncie. Wiedział, że tym razem nie odpłynie. Nie zostawi jego, Wojtka i Magdy. Znów byli wszyscy razem. Przemierzając kolejny ulice miasta dziękował Martynie, że znalazła mieszkanie tak blisko niej. By znów  wszyscy byli blisko siebie. Wszedł po cichu do domu i zobaczył śpiącą na kanapie Martynę. Poruszyła się jednak i spojrzała na niego.
-Przepraszam, nie chciałem cię obudzić. - podszedł do niej i pocałował w czoło.
-Skończyliście? - zapytała składając koc.
-Tak. Julek nie mógł się zdecydować na odpowiedni kolor. - zaśmiali się. - Artur trzy razy jechał z nim do sklepu po jeszcze coś.
-Genialny dzieciak.
-Na szczęście poszedł w stronę ojca. - uśmiechnął się. - Chodź spać.

20.08.2021
Kończyła przyjmować towar, gdy w drzwiach kawiarni stanęła Martyna. Obdarzyła ją promiennym uśmiechem i usiadła naprzeciwko niej. Polubiła ją, gdy pierwszy raz miały okazję spokojnie porozmawiać. Była po prostu sobą. Znała ich przeszłość, a mimo to wciąż nie zrobiła jej wyrzutów. Była.
-Zakochałaś się. - powiedziała, gdy Tosia postawiła przed nią lemoniadę.
-Nie żartuj. - zaśmiała się nerwowo.
-Oczy ci się świecą. Nowa sukienka, idealne pazurki. Tośka, to naprawdę super. - kobieta chwyciła Antosię za dłoń. - Tobie też należy się przecież ten rycerz na czarnym koniu.
-Martyna. - Tośka spojrzała na kobietę. - Nie, nie zakochałam się. Po prostu nie mam siły dłużej bronić się przed takim jednym. Dobrze się bawimy i tyle.
-Czyli musi wiedzieć, co ma robić. - zaśmiały się
-Oj to, to on akurat wie.
-A wam, co tak wesoło? - nie wiadomo skąd pojawiła się przy nich Magda. - Zostawić was same.
-No wiesz? - oburzona Martyna spojrzała na Włodarczyk. - Tobie takie rzeczy i tak już nie w głowie.
-Ja sobie wypraszam! - odparła Magda zajadając się kolejnym cukierkiem. - Obiecuje wam, że to ostatnie. Kolejne Włodarczyk zrobi, ponosi i urodzi sobie sam.
-Jej, ale robienie jest ok. - Tosia puściła przyjaciółce oczko. - Może sama bym sobie dała zrobić.
-A jak Artur chciał, to ty byłaś anty.
-Bo Artur to Artur. A ja bym chciała taką piegowatą dziewczynkę po mamusi i z czarnymi oczami, jak wasi panowie.
-To chyba nie idzie w parze. Albo jedno albo drugie. - Magda spojrzała na przyjaciółkę wzrokiem oznajmującym, porozmawiamy później.


Siedziały na plaży otulone zachodzącym słońcem. Kochała to miejsce. Właśnie to. Morze oznaczało wolność. A ona całe swoje życie szukała wolności. Bezkres.
-No to teraz ładnie mi powiesz, co się dzieje, ale tak jak na spowiedzi. - Magda spojrzała na przyjaciółkę.
-Przecież ja do spowiedzi nie chodzę!
-I dlatego powiesz mi.
-Madzik, co ja mam ci powiedzieć? Że się pogubiłam, ale nigdy nie byłam szczęśliwsza? Że z nim mogłabym pójść na koniec świata, a nawet dalej, gdyby tylko powiedział? Że chce mu rodzić dzieci? Że chce zestarzeć się w jego ramionach? To ci mówię. - spojrzała przed siebie.
-Tosia....
-I że miałam już swoją szansę, której nigdy już nie odzyskam.
-Może po prostu porozmawiajcie? Tosia. Ty kochasz jego, on kocha ciebie.
-A ona kocha jego i jest jego żoną, i matką jego dzieci, i o zgrozo cholernie ją lubię. Dlatego odpuszczę. To w życiu wychodzi mi przecież najlepiej. - spojrzała na przyjaciółkę. - Powiedz mi lepiej, jak wam się układa. Jak nasz kochany Wojtuś?
-Zrobiłaś jedną najlepszą rzecz w swoim życiu. Uświadomiłaś nam, że warto marzyć i dążyć do ich spełnienia. Że jedyną rzeczą ważną w życiu jest miłość. Całe życie go kochałam. Całe życie go szukałam. Całe życie chciałam tylko jego. I choć nigdy nie był tym pierwszym, wiem, że będzie ostatnim. Tak, jak ja będę ostatnia.

******
Obiecałam i jest. Im bliżej końca, tym bardziej chce mi się ryczeć. Ogłaszam wszem i wobec, że kolejny będzie ostatnim, a po nim już tylko epilog.
Do następnego :)

czwartek, 14 kwietnia 2016

17. Tym razem kiedy, mnie całuje, czuję się, jakbym wróciła do domu.

Pewną część czytacie na własną odpowiedzialność!

02.08.2021 Gdańsk. 
Gwar dzieci. Śmiech dorosłych i dwie staruszki siedzące w kącie popijające białe wino. Stała i patrzyła na to wszystko. Wszystko tak, jak sobie zaplanowała. Wszystko tak, jak miało być. Julek bawiący się nie tylko z dziećmi Wojtka, które były dla niego jak rodzeństwo, ale również córkami Kamila. Już dziś zapowiadał, że ożeni się z Zuzią, ale ta słysząc to, uciekała od niego, jak najdalej. Cóż historia lubi się powtarzać. Wojciech latał za nią, a teraz jej syn zarezerwował sobie jego córkę. Artur z młodą blondynką. Wojtek z Magdą i ich kolejnym przyszłym dzieckiem. W zapowiedziach kobiety ostatnim. Kamil i Martyna śmiejący się do upadłego. Ona. Tak. Była szczęśliwa. Zaczynała swoje przyszłe lepsze życie. Kawiarnia otwarta z widokiem na morze. Stoliki stojące na plaży i zachód słońca. Tak. Pierwszy raz w życiu poczuła się spójna. Wzięła kieliszek szampana i delikatnie stukając o niego łyżeczką dała znać, że chce zabrać głos. 
-Moi drodzy. Przyjaciele i znajomi. Julek. To miejsce, jest dla mnie szczególne. Wiele lat temu obiecaliśmy sobie z przyjaciółmi, że za dwadzieścia lat spotkamy się tu i powspominamy. Był moment, gdy to marzenie wydawało się nam nierealne. Z różnych, przeróżnych życiowych powodów. Dziś, stojąc w tym miejscy wierzę. Znów wierzę, że się tu spotkamy. Spotkamy, usiądziemy na plaży po zachodzie słońca i powspominamy. Dziś jesteśmy bliżej tego niż kiedykolwiek wcześniej. Otwarcie takiego miejsca zawsze było moim marzeniem. Stworzenie miejsca, gdzie każdy znajdzie coś dla siebie. Miejsce, gdzie zawsze będzie pachniało książkami, kawą i domem. Rodziną. I mam nadzieję, że tam będzie. Julek to szczególnie twoja zasługa. Wasze zdrowie. - kończąc wytarła łzę mieszczącą się w kąciku jej oka. Usłyszała gromkie brawa i wiedziała, że właśnie w ten sposób doczeka resztki swoich dni. 

Stanęła utulona miękkim szalem na brzegu morza. Patrzyła na bezkres wody. Nie wiadomo gdzie się zaczynała i kończyła. Tak, jak jej życie. Gdzieś miało początek i gdzieś będzie miało kres. Koło niej stanął Wojciech. Dawno nie rozmawiali. Bardzo dawno. 
-W końcu dopięłaś swojego, gratuluje. 
-Dziękuje. - powiedziała i przytuliła przyjaciela. 
-Mam jedno pytanie, które nurtuje mnie już tyle lat. - spojrzał na nią. - Nigdy jednak nie miałem odwagi, żeby ci je zadać. Dlaczego tak walczyłaś o mnie i Magdę? Dlaczego tym razem nie poszłaś na łatwiznę?
-Poszłam. - spojrzała mu w oczy. - Poszłam na cholerną łatwiznę. Całe moje życie to chodzenie na łatwiznę. Ale masz rację, tym razem nie zrobiłam tego dla siebie. Nie mogłam patrzeć, jak się męczysz. Jak próbujesz sam sobie wmówić, że mnie kochasz. Kochałeś. Oczywiście, że kochałeś. Tak, jak ja kochałam ciebie. Ale tak, jak Kamilowi pisana była Martyna, tak tobie pisana była ona. 
-A tobie kto jest pisany?
-Mnie samotność. - spojrzała na morze. - Wiesz, że ten widok mnie uspakaja. Ma w sobie coś magicznego. Tak, jakbym i ja czekała na mojego marynarza. Ja po prostu Wojtuś nie potrafię z nikim być. W moim życiu zjawia się ktoś, ale nie ma prawa zostać na dłużej. Ja wciąż czekam. Czekam i nie wiem, czy kiedykolwiek będzie mi dane się doczekać. 

02/03.08.2021 Gdańsk
Kończyła sprzątać, gdy zorientowała się, że nie jest sama w pomieszczeniu. Na fotelu bujanym siedział on. Kamil. Wyglądał jak zjawa. Patrzył na nią tymi swoimi czarnymi oczami. Patrzył tak, jakby chciał przyjrzeć ją na wylot. I ona patrzyła. Podeszła niepewnie do niego. Wstał. Pachniał tak cudownie. Tak, jak zapamiętała. Tak, jak chciała koniecznie zapamiętać. Ona. Kobieta kochająca tego mężczyznę. Wspięła się na palcach i musnęła delikatnie jego usta. Tak niepewnie i nieporadnie, jakby robiła to pierwszy raz w życiu. Boże, jak cholernie tęskniła za tymi miękkimi wargami.Paliły ją. Spojrzała głęboko w jego oczy, tak jakby chciała zobaczyć w nich wnętrze jego serca. Wciąż biło dla niej. Nie odepchnął jej. Nie wyszedł. Cofnął się jedynie o kilka kroków, by w momencie, gdy chciała spuścić wzrok wbić się zachłannie w jej spragnione wargi. Podniósł ją i delikatnie posadził na najbliższym stoliku nie przestając całować.  Zaczęła odpinać guziki jego koszuli w chwili, gdy on odpinał suwak jej sukienki. To wszystko było gwałtowne, szarpane. Nagłe. Jego dłonie błądziły na jej nagiej skórze. Jej dłonie pieszczące jego klatkę piersiową schodzące coraz niżej. Jęknął, gdy poczuł, jak przez materiał spodni masuje jego penisa. Chwycił w swoją wielką dłoń jej pierś. Przygryzł delikatnie wrażliwą skórę brodawki. Odchyliła się. Szarpnęła pasek pomagając mu ściągnąć spodnie razem z bokserkami. Jej sukienka podarta leżała w drugim końcu pomieszczenia. Wszedł w nią głęboko patrząc jej w oczy. Tylko ona na na niego reagowała. Tylko ona drżała w jego ramionach. Wchodził w nią szybko, gwałtownie. A ona kręcąc pupą podkręcała i tak intensywne tempo. Skradał na jej ciele pocałunki, a ona drapiąc jego plecy zaznaczała ślady swojej obecności. Wyszedł z niej tylko po to, by odwrócić ją tyłem do siebie i wejść jeszcze głębiej. Tak, jak lubiła najbardziej. Klepnął ją w pośladek. Każdy kolejny raz spadający na jej ciało był mocniejszy i zgrany z kolejnym gwałtownym wtargnięciem w jej wnętrze. Krzyknęła, gdy poczuła, że więcej już nie zniesie.
Tylko z nim była wstanie osiągnąć ten stan. Tylko z nim była w stanie dojść tak daleko. Tylko on potrafił dać jej wszystko, czego tylko potrzebowała. 
-Następnym razem, chyba cię zwiążę. - Kamil spojrzał na kobietę leżącą w jego ramionach. 
-Następnym razem nie będę tak tęskniła. - pocałowała mężczyznę. - Zachowujemy się, jakbyśmy mieli po dwadzieścia lat. - zaśmiała się. 
-Tosia, ja właściwie przyszedłem ci powiedzieć, że... - przyłożyła palec do jego ust. 
-Nic nie mów. Ja wiem. - uśmiechnęła się blado. - To przecież nic nie znaczy. 
-Przecież wiesz, że znaczy całą wieczność. 
-I dlatego to jest takie wspaniałe. 

***********
Witajcie!
By nadrobić troszkę, a może po prostu robiąc sobie odpoczynek pojawia się to. Jeśli kogoś uraziłam ostatnią częścią, przepraszam, nie miałam takiego zamiaru. :)
Nieuchronnie zbliżamy się do końca, gdzie wszystko się wyjaśni.
Ściskam w ten deszczowy dzień. :)

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

16. Jeśli ktoś jest w twoim sercu, nigdy tak naprawdę nie odchodzi. I może do ciebie wrócić, nawet w mało prawdopodobnych sytuacjach.

12.07.2021 Bielsko Biała
Korzystając z ostatnich ciepłych dni Tosia wyciągnęła Kamila na spacer. Po wypadku nie został praktycznie ślad. Z pozoru wszystko wróciło do normy. Bielsko zawsze wyzwalało w niej pewne uczucie. Dopiero tu czuła się, jak w domu. Dopiero tu i dopiero po czasie dotarło to do niej. Zbyt późno. Za późno...
-Cieszę się, że poszliśmy na ten spacer. - Kamil spojrzał na kobietę. - W domu niczego mi nie wolno. Wszystko robią za mnie. - zaśmiali się. - O i tak powinnaś się uśmiechać.
-Pamiętasz, jak się poznaliśmy? - kiwnął głową. - Już wtedy byłam prawie pewna, że jeśli kiedykolwiek będę musiała wyjść za mąż, to za ciebie. - powiedziała cicho. - Znaczy, chciałam powiedzieć, że cieszę się, że z tobą już wszystko dobrze.
-Tosia. - chwycił dziewczynę za rękę. -Wiesz, jak jest. Teraz możemy gdybać, co by było gdyby.
-Nie mam takiego zamiaru. - przerwała mu. - Nie będziemy wracać do przeszłości. Pod żadnym pozorem. Ja tylko chciałam powiedzieć, że miałam ogromne szczęście cię poznać.
-Mogę powiedzieć to samo. - uśmiechnął się. - Słyszałem, że rozstaliście się z Arturem.
-Nie mogłam znieść już tej Syberii. - spojrzała na mężczyznę. - A poważnie to był luźny związek. On chciał mieć drugie dziecko, a mi nie było po drodze. To w końcu i tak by się skończyło. To tylko kwestia czasu.
-W jakiś sposób się kochaliście.
-I to jest największa ironia. Wojtka kochałam, jak brata. Artur jest ojcem Julka. A z jedynym facetem, którego pokochało moje serce, nie dane mi było być. - spojrzała przed siebie zakładając czarne okulary.

Stał oparty o barierkę i patrzył przed siebie. Wypadek uświadomił mu wiele rzeczy. Kochał Martynę, kochał swoje córki. Ale kochał jeszcze kogoś. Tamtego dnia, gdy udając, że śpi, pozwolił jej odejść. Wyjść, nie tylko z jego łóżka, ale przede wszystkim życia. Wiedział, że nie popełnił błędu. Gdyby została nigdy nie doszliby do takich wniosków. Nie uświadomiliby sobie tych absurdalnych prawd o życiu. Prędzej czy później rozstaliby się i znienawidzili.  Miłość to nie wszystko. Jest początkiem, ale bywa też końcem. Sama miłość nie stanowi o związku. Nie zbuduje go i nie poprowadzi. Jest fundamentem. Może go scementować, ale miłość sama w sobie nie wystarczy. Dlatego pozwolił jej odejść i dlatego odeszła ona. Bo się kochali, ale wiedzieli, że miłość nie wystarczy w ich przypadku. I choć była piękna i prawdziwa, nie poprowadzi ich przez życiowe ścieżki. Zawsze będzie o  niej pamiętać, jednak iść będą oddzielnie. 

15.07.2021 Gdańsk
-Co teraz? - Magda postawiła przed przyjaciółką lampkę wina.
-Zaczynam od początku - wzruszyła ramionami. - Kolejny raz. Żadna nowość. Przyzwyczaiłam się.
-Ale co będziesz robić?
-Poślę Julka do szkoły. Otworzę swoją kawiarnię. Taką z prawdziwego zdarzenia. Taką moją. Z ogromną ilością kawy z całego świata i jeszcze większą ilością książek. Będzie kolorowo i po mojemu.
-A miłość?
-Miłość już była. Ta prawdziwa na całe życia. Mam syna. Byłam mężatką. Żyłam na kocią łapę. Co jeszcze może mnie spotkać? Przeszłam przez wszystkie jej etapy. W paru miejscach zbłądziłam, ale żyłam tak, jak potrafiłam. 
-Mówisz, jakbyś miała umierać. 
-Tego przecież nikt nie wie. - spojrzała na przyjaciółkę. - Madzia, jest jedna rzecz, której nauczyłam się przez te wszystkie lata. Że miłości nie ma. Że wszystko, co podciągamy pod nią to samotność i lęk przed opuszczeniem. 
-A jak z wami?
-Dobrze. Rozmawiamy. 
-Nie o to pytam. - Magda zmusiła by Antonina spojrzała na nią. - Co zrobisz z tą informacją?
-Pozwolę mu kochać Martynę, bo to ona była mu pisana. 

*******
Nie przedłużając, nie komplikując przechodzimy do sedna.
Chyba znalazłam świetny sposób na przedłużenie doby. Wystarczy wyeliminować jeden czynnik... Uwaga, uwaga ... sen. Jeśli człowiek zrezygnuje ze snu, zaczyna się wyrabiać, oczywiście do momentu powstania kolejnej kupki rzeczy do zrobienia. :)
Za długość i jakość przepraszam. Szansa na Przemka jest nawet jeszcze dziś, muszę go tylko sprawdzić. Poli nie ma i nie będzie. Może pod koniec przyszłego tygodnia, a może dopiero w maju.
Czy ktoś tu jeszcze jest? Czy ktoś to jeszcze czyta?
Miłego dnia/ nocy. Zależy co dla kogo :)

sobota, 2 kwietnia 2016

15. To powraca do mnie bardziej niż bumerang. Nie mogę opanować drżenia rąk. Nigdy nie bałam się bardziej.

Grawitował między niebem a ziemią. Między piekłem i rajem. Bolała go każda cząstka ciała. Słyszał płacz matki i cichy szloch Martyny. Gdzieś przeleciał mu śmiech Wojtka. Nie było jej. Znów, choć obiecała być. Nie mógł się obudzić. Nie mógł podnieść ciężkich powiek. Sen był lekki. Przyjemny. Przed oczami przelatywało mu życie. Widział dwóch małych chłopców odbijających starą piłkę jego ojca. Był szczęśliwy. Tamtego dnia zyskał przyjaciela. Na śmierć i życie. Każde wakacje spędzali w ten sposób. Potem pojawiła się ona. Jego mała ruda dziewczynka. Tylko ona potrafiła go uspokoić. Tylko ona znała go naprawdę. Była jego. I wiedział o tym tylko on. I ona. On też był tylko jej...

-Kiedyś się z nią ożenię, Kamil – mały chłopiec wskazał na goniącą Janka dziewczynkę. - Będzie moją żoną. Będziemy mieli gromadkę dzieci.
-A ja dalej będę twoim przyjacielem? – swoimi czarnymi oczami wpatrywał się w niższego chłopaka.
-Tak. Ty zawsze będziesz moim najlepszym przyjacielem. - Wojtek przytulił chłopca. - Jesteś moim bratem. Tylko musisz mi przysiądź, że nigdy nie pokochasz Antosi tak, jak ja.
-Ona nie jest nawet w moim typie. Jest Marchewą i zawsze nią zostanie. Jest twoja. Przysięgam. - jego słowa przypieczętowali swoim tajnym znakiem.

Przemierzał kolejne korytarze swojej przeszłości. Tamten dzień w Bielsku, gdy zobaczył ją po latach. Z małej dziewczynki wyrosła piękna kobieta, która znała swoją wartość. Był tylko starym przyjacielem. Już wtedy ją kochał. Już wtedy był w stanie zrobić dla niej wszystko. Ale była Wojtka. Więc odpuścił.

Ku niemu zmierzała dziewczyna. Jej rozwiane rude włosy pozostawały w nieładzie. Śmiała się z opowieści Wojtka. Dopiero teraz ją rozpoznał. Jej perlisty śmiech rozpoznałby na końcu świata. Antosia.

Czuł jej zapach z tamtej nocy, gdy pierwszy raz zasypiała w jego ramionach, jako jego kobieta. Miał ją. Choć na moment. Jej perlisty śmiech odbijał się w jego pustej głowie. Jej słowa wyryły się w jego pamięci. Jej dotyk. Jej smak. Jej zapach. To wszystko, czego potrzebował od życie.

-Wojtek jak zwykle miał coś ważniejszego do załatwienia. - postawiła przed nim kawę. - Dziękuje, że zgodziłeś się ze mną pójść. -usiadła koło chłopaka.
-Antoś, jesteś dla mnie jak siostra. - uśmiechnął się do dziewczyny i założył jej niesforny kosmyk za ucho. - Czasem tak jest, a wiesz, że ja dla ciebie zrobiłbym wszystko.
-Dla niego nie jestem już ważna, Kamil. - upiła łyk wina. - Zdobył mnie, więc nic więcej nie trzeba. - spojrzała na panoramę Krakowa. - Nigdy nie zapytał mnie, co ja chce. Czego, ja oczekuje od życia. Przecież on już to zaplanował. Trójka dzieci, dom w Andrychowie, kariera trenerska w Bełchatowie, mój gabinet w mieszkaniu w Łodzi. Imiona dzieci i jeszcze troszkę, i znajdzie im drugie połówki. A ja bym chciała tylko czuć się kochana.
-On taki jest, ale to nie znaczy, że cię nie kocha. - Kamil objął dziewczynę ramieniem.
-Chciałabym czuć się przy nim tak, jak przy tobie. - spojrzała chłopakowi prosto w oczy. - Wiem, że to złe. Wiem, że nie powinnam. Jesteś jego przyjacielem. - wstała. - Jesteś moim bratem! Co ja robię. - weszła do hotelu i zaczęła zbierać swoje rzeczy.
-Tosia poczekaj. - Kamil stanął jej na drodze chwytając jej dłonie w swoje. - Chcesz mi powiedzieć, że ty też? Że nie tylko ja?
-To jest złe! Nie mamy prawa tego czuć. - pocałował ją. Pocałował, bo musiał to zrobić, nawet za cenę swojej przyjaźni z Wojtkiem, za cenę swojego życia.

Dłużej zatrzymał się przed poznańskim Ratuszem. Patrzył, jak idzie w jego stronę. Była jak żywa, jakby tamten dzień stał się jego nowym celem. Szła ku niemu, by z nim zostać.

-Ożeń się ze mną – wyszeptała wtulona w jego ramię. - Teraz, zaraz, natychmiast.
-Antoś, co ty mówisz? - pogładził dziewczynę po nagich plecach. - Jak to sobie wyobrażasz?
-Weźmiemy ślub i wyjedziemy stąd daleko. Gdzie nikt nigdy nas nie znajdzie.
-Dobrze. Zostań moją żoną w swoje urodziny, a potem będziemy już tylko my.

Tamten ranek był jego ostatnim. Obudził się w pustej pościeli. Nie było jej. Zostawiła tylko kartkę, której słowa znało jego serce. Dla tych słów, wciąż żył.

Kamilu!
Przepraszam. Nie mogłam inaczej.
Nigdy nikogo nie kochałam bardziej niż ciebie. Tylko ty byłeś mi przeznaczony.
Musiałam. Musiałam wyjechać. 

Wiem, że kiedyś wrócę. Wrócę, by znów zasnąć w twoich ramionach.

Musiałam, by cię chronić.
Gdyby coś ci się stało, nie umiałabym dalej żyć.
Dorota dowiedziała się wszystkiego. Kazała mi wybierać. Więc wybrałam.
Czekaj na mnie. Czekaj ukochany.

Czekał. Wciąż na nią czekał. Ale jego czas dobiegał końca.


***************


Padało. Tak, jak wczoraj i przedwczoraj. Padało. A ona ubrana w czarną sukienkę, stała przy oknie. Nie płakała. Skończyły się już jej łzy. Nie mogła płakać od tygodnia. Dzisiaj miało skończyć się wszystko. Wszystko, w co wierzyła te wszystkie lata. Jej świat zatrzymał się tamtego dnia. Ostatni raz popatrzyła na jego bladą twarz. Wyglądał, jakby spał. Kilka zadrapań na jego twarzy tak spokojnej, jakby śniły mu się tylko dobre sny. Wierzyła, że tam, gdzie jest, jest szczęśliwy. Że w końcu odnalazł spokój.  Nie mogła ruszyć się z miejsca. Jej ciało odmawiało posłuszeństwa. Jej mózg nie rejestrował nawet najmniejszego impulsu. Zgasło. Wszystko. Ona. Ona stała i patrzyła. Stała i słuchała. Jak tamtego dnia. Dnia, gdy słońce zaświeciło ostatni raz. Gdy umiera najbliższy ci człowiek, umiera wraz z nim część ciebie. Umierasz z nim, wiedząc, że twój proces umierania będzie trwał do ostatniego twojego oddechu. Obok niego stała Martyna, jego córki i on. Jego najlepszy przyjaciel. Czuła, jak rozrywa się jej serce. W najgorszych snach nie przypuszczała, że kiedyś będzie stała tutaj. W zimnym kościele umierała po raz kolejny. Traciła go ostatni raz. 

Dramat zaczął się dopiero później. Gdy idąc pod ramię z Arturem zmierzała na cmentarz. Pusto i ciemno zrobiło się wokół niej. Nie była sobą. Miała wrażenie, że to wszystko dzieje się obok niej. Tak, jakby nie dotyczyło jej. Jakby tylko ktoś zmusił ją, by w tym uczestniczyła. Oddychała głęboko. Ciemne okulary na jej nosie przykrywały opuchnięte oczy. Osuwała się w nicość. Przestrzeń przed nią pogłębiała się z każdym kolejnym krokiem. Im bliżej celu, ona była dalej. Odpływała w otchłań, która zabrała także i jego. Deszcz padał coraz mocniej. Gdy stanęli nad wykopaną dziurę usłyszała głośny jęk jego matki i głośny szloch Martyny. Zadrżała. Bezgłośny krzyk przeszedł przez jej głowę. Nie mogła złapać oddechu. Patrzyła, jak powoli trumna z ciałem Kamila opuszczana jest do dołu. Jak uderza o ziemię. Jak ciało młodego człowieka znika. Przymknęła powieki. Przeszedł przez nią kolejny atak bólu. Ciemność przetoczyła się przed jej oczami. 

Została sama. Wszyscy już się rozeszli. Została tylko ona. Patrzyła na przysypaną ziemią, pod którą spoczywał jej Kamil. Był, a teraz go nie ma. Została sama. Nie został jej już nikt. 
-Kocham cię. Jeśli jeszcze kiedykolwiek się spotkamy, czekaj na mnie. Nie wiem, dlaczego nie powiedziałam ci tego wcześniej. Kocham cię i zawsze cię kochałam. Od pierwszego dnia. Twoje pojawienie się w moim życiu, był moim przeznaczeniem. Mieliśmy się poznać. Mieliśmy spędzić te kilka chwil razem. Za każdy zły gest przepraszam... Za każde złe słowo wypowiedziane w gniewie... Za każdy raz, gdy zamiast wspierać, zostawiałam cię samego... Za przyjaźń, która nigdy nam nie wyszła. .. Za każdy raz, gdy musiałam być mądrzejsza... Za każdą twoją łzą, którą pokazywałeś tylko mnie... Tamten dzień był moim ostatnim. Ty wiesz. Ty już wszystko wiesz...  Gdybyśmy tylko mieli...

Obudziła się zlana potem. Zaschło jej w gardle. popatrzyła na zegarek. Piąta czterdzieści osiem. Piąty czerwca dwa tysiące dwudziesty pierwszy rok. Upiła łyk wody i próbowała uspokoić oddech. Kolejny raz śniło jej się to samo. Kolejny raz żegnała miłość swojego życia. Kolejny raz nie mogła pozbyć się złego przeczucia. Od tamtego dnia nic się nie zmieniło. Nie obudził się, nie poruszył rękę. Nic. Ale oddychał samodzielnie, oddychał, by pewnego dnia wrócić, do tych których kochał. Usłyszała dźwięk telefonu, nie patrząc na wyświetlacz odebrała. 
-Obudził się Tosia, obudził się. - odetchnęła z ulgą. Czekała na ten dzień wystarczająco długo. Teraz wszystko musi się ułożyć. Miał dla kogo żyć i ona zrobi wszystko, by to zrozumiał. Na tym polegała przyjaźń.



*********
Kompletnie nie podoba mi się to powyższe... Miało być inaczej, ale chyba nie miałabym sumienia, aż tak ich skrzywdzić.
Jak widzicie, nie jestem taka zła, ale to nie oznacza, że złe dni minęły. Chyba dopiero teraz się zacznie. 
Ściskam cieplutko, :)