środa, 11 maja 2016

....

Moi drodzy! 
Oszalałam, zwariowałam, ale powstało coś nowego. 
Coś innego i ostatniego. To na pewno. 
Zaczynałam Włodarczykiem i Kwasowskim, i na nich skończę. 
A więc zapraszam na cudne trio z Czauderną w tle. 
rudap. 

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

*Jeśli mnie kochasz, musisz pozwolić mi odejść...

27.11.2021r. Poznań
A gdyby tak móc urodzić się jeszcze raz. Jeszcze raz przeżyć swoje życie. Jeszcze raz dokonać swoich wyborów. Ale mieć już świadomość popełnionych błędów. Żyć tak, jak zawsze się chciało. Nie ograniczać się. Nie liczyć się ze zdaniem innych. Być tam, gdzie nigdy nas nie było. Gdzie nigdy nie dotarliśmy. Kochać tych, których kochać nam nie było wolno. Pić tanie wino na plaży tuż po zachodzie słońca. Kochać się na dachu najwyższego biurowca w mieście. Być. Żyć. Istnieć. Mówią, że przeznaczenia nie da się oszukać. Mówią, że rozsądek to wszystko, co ma współczesny człowiek. Mówią, że miłość nie istnieje. Mówią, że jeszcze nigdy nie przyniosła człowiekowi niczego dobrego. Mówią, że to ona rani najbardziej ze wszystkich znanych człowiekowi uczuć. A jednak człowiek woli posługiwać się sercem. A jednak tęskni za porywami serca. A jednak płacze za utraconą miłością. A jednak to wszystko, co człowiek może dostać od drugiego człowieka. A jednak to najlepsze, co człowiek może dać drugiemu człowiekowi. Aromat kawy o świcie, zapach świeżego pieczywa o poranku. Smak jego ust na dzień dobry. Widok wzburzonego morza po nocy. Śnieżne szczyty tuż przed pierwszym płaczem dziecka. Pierwszy zapach wiosny i ostatni powiew zimy. Jego głos, smak, dotyk. Lekkie kocham cię i ciężkie będę na ciebie czekał, i całą wieczność. Tylko kiedy zaczyna się ta wieczność? Dziś? Jutro? Kiedy? Czy wieczność jednego człowieka może być wiecznością drugiego? Czy obietnica pierwszego jest zobowiązaniem drugiego? Dotyk. Smak. Zapach. Wszystko i nic. Wczoraj i dzisiaj, ale już nie jutro. Mówią, że człowiek nie powinien myśleć o dniu jutrzejszym, gdyż nie wiadomo czy jest jego. Tak wiele i niewiele zarazem. Zapach. Smak. Dotyk. Jedna decyzja. Jeden krok. Jedna niepewność. Jedna zapewność. Tysiące myśli. Tysiące snów. Setki dni i tylko jedna noc. A potem? A potem wszystko się zmieni. Ten dzień był zapowiedzią nowego jutra. Ponoć lepszego. Smak. Zapach. Dotyk. Smak już nie będzie rozbudzał jej zmysłów. Zapach nie będzie niósł ze sobą powiewu morskiej bryzy, zachodzącego słońca i bzu. Dotyk nie będzie doprowadzał jej krwi do wrzenia. Wczorajszego jutra już nie będzie. Wczorajsze jutro już nie wróci. Dopiero jako staruszka wróci do tej chwili. Siądzie wygodnie w bujanym fotelu i opowie swoim wnukom historię księżniczki, która choć kochała swojego chłopca, Nie mogła z nim być. Bo księżniczki tak właśnie robią. Mogła mieć tylko nadzieję, że chłopiec wspomni ją u schyłku swojego życia i jej przebaczy. Zapłacze, tak jak i ona nad ich miłością. Prawdziwą, a jednak tak nierealną. Spełnioną, ale nie przeżytą. Bo nie każda bajka kończy się szczęśliwie. A potem tuż przed snem ucałuje ich małe główki i podziękuje Bogu za nich i za niego, którego obiecała sobie nigdy nie zapomnieć. Smak. Zapach. Dotyk. Jego dłoń, jej dłoń. Osobno, ale wciąż razem. Choć pamięć z czasem zatrze ślad, serce będzie pamiętać zawsze. Wczorajsze jutro już nie wróci, ale dzisiejsze wczoraj będzie w nich zawsze. Tak, jak zapach Barcelony tuż po burzy. I jego zapach na jej nagiej skórze. I jego dotyk na jej kobiecości. To, co zostaje na zawsze. To, co zostało na zawsze. Smak. Zapach. Dotyk. Powiew młodości. Smak dzieciństwa i gorycz starości.Prawdziwe bajki o księżniczkach nie zawsze kończą się szczęśliwie. Tam, gdzie w bajkach następuje wyczekiwane zakończenie, w życiu rozpoczyna się walka o samą siebie. A może Kopciuszek też tak miał? Może ona też po ślubie z ukochanym księciem nie odnalazła upragnionego szczęścia. Może właśnie dlatego bajki kończą się w momencie baśniowego ślubu, żeby nie pokazywać brutalnej prawdy. Życie księżniczki wbrew pozorom wcale nie jest usłane różami. Ona przekonała się o tym na własnej skórze. Miała wszystko, ale wszystkiego dostać nie mogła. Wszystko nie było jej przeznaczeniem. Jutro wszystko miało się zmienić. Ona miała się zmienić. Jej życie. Jej świat. Jej plany, marzenia. Jej miłość. Ona. Reszta miała pozostać niezmienna. Ona. Stała na gruzach swojego życia. Swojego i tylko swojego. Reszta nie uległa zniszczeniu. Reszta nie została poddana próbie. Reszta miała dalej żyć swoim dawnym życiem. Nie żałowała w swoim życiu niczego. Żadnego momentu, żadnej chwili, żadnego ułamka zdarzenia. Tym bardziej żadnego dnia i żadnej nocy. Czasem tylko zastanawiała się, jak to byłoby być kimś innym. Nie żałowała niczego, bo w życiu niczego nie wolno żałować. A gdyby móc urodzić się jeszcze raz. Jeszcze raz przeżyć swoje życie. A gdyby żyć tak, jak zawsze chciało się żyć. Nie patrząc na innych żyć po swojemu. Na swój własny sposób. Tyle razy zastanawiała się, kim dziś by była, gdyby nigdy nie pojawił się w jej życiu, gdyby nigdy się nie spotkali. Czy wtedy kochałaby inaczej? Czy wtedy tęskniłaby mniej? Czy wtedy miałaby inne plany i marzenia na przyszłość? Zapewne nie. Wiedziała, że mogliby się nigdy nie spotkać, a i tak kochałaby go tak samo, tak samo by za nim tęskniła. Bo ludzie zawsze tęsknią za miłością swojego życia. Ludzie przez całe swoje życie szukają swoich drugich połówek. Czasem znajdują ją zbyt wcześnie i pozwalają jej odejść. Czasem odnajdują ją za późno. O parę obietnic za późno. Ale w większości nie odnajdują jej wcale. Żyją tym szukaniem całe swoje życie. I nic. Ona znalazła jego, albo on znalazł ją. Nieważne. Znaleźli się i mieli siebie przez chwilę tylko dla siebie. Mieli ogromne szczęście. Mieli. A teraz go nie ma i nigdy już nie będzie. Sama nie wiedziała, które z nich podjęło tą ostateczną decyzję. Które tak naprawdę wyszło i już nigdy nie wróciło. Nie podjęli tej decyzji razem. Nie mogła przypomnieć sobie ich ostatniego momentu. Ostatniego dnia. Ostatniej nocy. Spojrzała ostatni raz na zachodzące słońce, ostatni raz pomyślała o miłości swojego życia, wzniosła ostatni toast za jego pomyślność. A potem była już tylko księżniczką zaczynającą nowe życie.
- Pamiętam, jak kazałaś mi obiecać, że nigdy nie pozwolę ci odejść. Pamiętasz? Staliśmy w tym miejscu. Płakałaś. A ja przysiągłem sobie, że nigdy już nie będziesz więcej płakać. Chciałem chronić cię przed wszelkim złem tego świata. A potem kazałaś mi odejść. Tak po prostu. Tak jakby znudziła ci się zabawka. Jeśli powiesz mi teraz, że byłem tylko zabawką, odejdę i nigdy więcej mnie nie zobaczysz. Nigdy nie usłyszysz o mnie. Obiecuje. Ale jeśli byłem kimś – dotyka delikatnie jego dłoni. On jednak daje jej znać, że chce dokończyć. Choć oboje znają zakończenie jego wypowiedzi. Tak jakby koniecznie chciał powiedzieć to na głos. Wie, że oboje tego potrzebują. – Jeśli jednak jestem kimś więcej, nie pozwolę ci tym razem z nas zrezygnować. Porwę cię i nigdy nie oddam. Rozumiesz. Kocham cię i jeśli ty kochasz mnie, będę o nas walczył. Choćbym miał walczyć także z tobą.
- Powinnam ci teraz powiedzieć, że nic dla mnie nie znaczysz. Że nigdy nic dla mnie nie znaczyłeś. Tak, tak powinnam ci powiedzieć. Ale dobrze wiesz, że nie mogę tego zrobić. Nigdy nie powinieneś myśleć, że nic dla mnie nie znaczyłeś. Kocham cię, chociaż nie powinnam. Kocham, choć tego nie chce. Kocham i nie potrafię przestać. Ale masz rację, to wszystko twoja wina. Robisz coś ze mną, czego nie potrafię zrozumieć. Nie potrafię opisać tego słowami, co się ze mną dzieje, kiedy jesteś w pobliżu. Ale musisz odejść. Wiesz, że tak trzeba. Jeśli mnie kochasz, musisz pozwolić mi odejść. Teraz, kiedy wydaje mi się, że potrafię to zrobić. Proszę, nie utrudniaj tego. Będę zawsze przy tobie. Tuż obok. Masz cudowną rodzinę, a ja nie mam prawa jej niszczyć. 
- A co ja takiego znowu robię? Tylko cię kocham. Nic więcej. Kocham cię tak, jak na to zasługujesz. Kocham cię tak, jak kocha się taką kobietą jak ty. Jesteś… - dotknął jej policzka swoją wielką dłonią,  zmuszając ją, by patrzyła mu prosto w oczy. Ona zastanawiała się, jak taka ogromna dłoń może być tak silna i cholernie delikatna zarazem. On chciał całować każdy milimetr jej ciała, chciał być tak blisko, jak tylko się dało. Chciał jej dać w tej chwili wszystko, co tylko mógł jej dać.
-Zranimy tym za dużo ludzi. Najwidoczniej nie dane nam było. Miałeś rację, mówiąc wtedy, że inaczej nie można. Nie… - nie dane jej jednak było skończyć. Pocałował ją namiętnie i całował tak długo, nie zważając na jej protesty, aż zaczęła oddawać pocałunki.
-Tosia. Przecież to nie ma sensu.  Dość życia już zmarnowaliśmy. - oparł swoje czoło o jej czoło. - Teraz już zawsze będziemy razem. Ty, ja i nasze dzieci. To nawet nie był mój pomysł. Martyna....
-Więc to wszystko było po to, bym zrozumiała, że wtedy popełniłam błąd? Żeby uzmysłowić sobie, że to zawsze miałeś być ty?
-Zestarzej się ze mną.
-O niczym innym nie marzę, Kamilu. -pocałowała mężczyznę i popatrzyła na wschodzące słońce. Ten dzień będzie początkiem ich życia. Dopóki tylko los im pozwoli...
Smak. Dotyk. Zapach. Zawsze. Na zawsze.



******
Po raz ostatni.
W tym miejscu chciałam serdecznie Wam podziękować. Za każde miłe słowo, za każdą obecność. Dzięki Wam to wszystko nabrało mocy i ujrzało światło dzienne. Byliście moją motywacją.
Szczególnie dziękuje osobie, która była pierwszym recenzentem i to ona posłużyła mi za wzór przyjaźni. Byłaś, jesteś i będziesz. Kiedy trzeba było opieprzyłaś, kiedy trzeba było podniosłaś na duchu. Dziękuje. :)
Każde napisane przez Was słowo dodawało siły i wiary, że jednak warto pisać. Dopóki sama tego nie doświadczyłam, nie byłam świadoma, jak komentowanie jest ważne.
Wiem, że nie zawsze było zrozumiałe i proste. Mam nadzieję, że z czasem poukładało się to wszystko w jakąś mniej lub więcej spójną całość.
Zapraszam w wolnej chwili na Przemka Nikolaya, który będzie moim ostatnim dzieckiem. Po nim najprawdopodobniej nie pojawi się już nic.
Było mi niezmiernie miło gościć Was u siebie. Jeszcze bardziej, że chciałyście czytać to wszystko powyżej. Dziękuje.
Ściskam. 

niedziela, 24 kwietnia 2016

19. Śmiech kobiety, zapach dziecka, przyrządzanie kawy - oto różne smaki i zapachy miłości.

22.08.2021 
Obudził się i patrzył na najważniejszą kobietę swojego życia. Gdy powiedziała mu o ciąży, płakał jak małe dziecko ze szczęścia. Nigdy jej nie podziękował. Nigdy nie powiedział, jakie cholerne miał szczęście, że pojawiła się w jego marnym życiu. Kochał ja. Kochał i był pewien, że to właśnie ona była mu pisana. Te cztery lata spędzone w jej ramionach były wieczną wiosną z odcieniami jesieni. Kłócili się. Zwłaszcza na początku. O pierdoły. O rzeczy nieistotne, a jednak tak ważne w ich związku. Kochał ją. Uwielbiał patrzeć, jak śpi. Jak przygotowuje śniadania dla całej piątki wciąż jeszcze zaspana z resztkami snów na powiekach. Gdy wraca zmęczona. Gdy wtula się w jego ramionach odnajdując spokój i bezpieczeństwo. To, że jest tylko jego. I za tą jedną pewność w jego życiu, będzie dziękował Antosi do końca swoich dni, a jeśli się da jeszcze dłużej. Ucałował czoło swojej małżonki i udał się do kuchni, zgarniając po drodze blisko czteroletnią Zuzię. Po bliźniakach nie planowali więcej dzieci, tym bardziej tak szybko. Jednak zawsze marzyła mu się wielka rodzina. Duża gromadka dzieci i jeszcze większa ilość wnuków do rozpieszczania na starość.
-A mama znów będzie taaaka wielka? - Zuzia pokazała przed sobą brzuch zrobiony z jej malutkich rączek.
-Nie skarbie. - Wojtek zaśmiał się - Mama będzie miała troszkę mniejszy brzuszek niż przy Nikodemie i Miłoszu. Ale będziesz musiała mamusi pomagać.
-A wy nie umiecie niczego innego, tylko następne dzieci robić? - zapytała i uśmiechnęła się tak, jak tylko oni Włodarczykowie potrafili.
-O to już zapytaj swojego ojca. - do kuchni weszła Magda nalewając sobie soku do szklanki. Jak tak dalej pójdzie, będzie miał zakaz sądowy zbliżania się do mnie.
-Kochanie, ja to robię po to, żebyś się nie nudziła.
-Jak się będę nadmiernie nudziła utnę ci co nieco. - uśmiechnęła się i pocałowała córkę w czoło.

Siedziała przy kuchennym stole i obserwowała bawiące się dziewczynki w ogrodzie. Były tak bardzo podobne do Kamila. Były jej szczęściem. Były całym światem jej męża. Dobre sobie. Czasem zastanawiała się, czy kiedykolwiek tak naprawdę był jej. Kochał ją. W jakiś sposób ją kochał. Ale jego serce od zawsze należało do Tosi. Wiedziała to. I wiedziała, że zawsze tak będzie. Zostawiła go. Z dnia na dzień wyszła z jego życia, a mimo to nie mógł przestać jej kochać. Nawet jeśli nie dał jej odczuć, że jest tą drugą, nie miała pewności, że kiedykolwiek była pierwsza. Miała tyle myśli. Tyle nie wyjaśnionych spraw. Siedziała z apaszką, którą znalazła w torbie Kamila. Z pewnością nie należała do niej. Z pewnością znała jej właścicielkę. Z pewnością teraz rozumiała wszystko. I wiedziała, że tak musiało się stać. Nie miała żalu i to bolało ją chyba najbardziej. Powinna teraz rwać sobie włosy z głowy. Powinna krzyczeć i przeklinać. Powinna spakować jego rzeczy i wyrzucić go na bruk. Ale nie. Ona rozumiała.Bo tak objawia się wielka miłość. Nie trzeba było wielkiej namiętności. Rezygnowania ze swojego obecnego życia. Ona go kochała, a on kochał ją. Ale żadne z nich nie miało zamiaru rezygnować ze swojego życia. Dlatego, że oprócz miłości mieli do siebie ogromny szacunek. Do siebie i do ludzi, których kochali. Kamil nie miał zamiaru odejść, a Tosia od niego nigdy nie będzie tego wymagać. Kochał ją. Była w końcu jego żoną i matką jego córek. Gdyby chciała, wszystko zostałoby po staremu. Ale nie wiedziała, czy chciała.
-Też nie mogę się na nie napatrzeć. - Kamil usiadł koło żony. - Czasem mam wrażenie, że niczego więcej już nie chce od życia.
-Rozstańmy się. - powiedziała patrząc na córki. - Rozstańmy się ze względu na nie.
-Martyna... - Kamil spojrzał przerażony na kobietę. - O czym ty mówisz?
-Kocham cię i wiem, że ty kochasz mnie, ale tak dalej nie można. Kamil...
-Nie chce niczego więcej.
-I już zawsze będziesz prowadził dwa życia? Kamil, ona na to nie zasługuje. Nawet jeśli nic nie mówi i nie powiem, to nie zasługuje na bycie tą drugą. Ja tym bardziej. Nie mogę kazać ci wybierać, więc wybieram za ciebie. Czas skończyć z tym wszystkim. Nawet jeśli miałeś być tylko chwilą w jej życiu, stałeś się wszystkim.
-Ty coś wiesz.
-Wiem. Ale to ona powinna ci powiedzieć.
-Martyna... - spojrzał przerażony na żonę.
-Ja tylko mówię, że musicie wykorzystać czas, który wam pozostał. Tośka ma guza. Dowiedziała się parę dni przed waszym ślubem. Dlatego wyjechała. I z tego samego powodu wróciła. Bo on też wrócił...

*******
Ostatni. W okolicach środy zapraszam serdecznie na ostatnią odsłonę tej opowieści. 
Buziaczki ☺

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

18. Czy jeszcze do ciebie nie dotarło, że wpadłaś jak śliwka w gnój?

16.08.2021 Gdańsk
Kolejny raz, gdy wymykał się z jej mieszkania. Kolejny raz bez pożegnania. Kolejny raz, gdy nie mógł myśleć o niczym innym, jak tylko o jej obecności w swoim życiu. Płakała. Wiedział to, choć nigdy nie powiedziała tego na głos. Wiedział, bo znał ją, jak nikt inny. Płakała, bo ta sytuacja męczyła nie tylko ją. Męczyła także jego. Gdy dostał propozycję trenowania młodzików, nie wahał się ani trochę. Wojtek dogorywał w Lotosie, on trenował juniorów, a Antosia prowadziła swoją kawiarnię. Wszyscy znów byli w jednym miejscu. Znów powtarzali znany wszystkim schemat. Tym razem jednak żałował. Żałował każdej nocy spędzonej w ramionach nie tej kobiety. Każdego dnia, gdy wypowiadał puste słowa bez pokrycia. Każdego razu, gdy obserwował śmiejącą się dziewczynę w towarzystwie nieznajomych mężczyzn. Jedno jednak było pewne, promieniała. Jak nigdy. Promieniała, bo wreszcie znalazła swój azymut. Wreszcie była we właściwym miejscu, czasie i horyzoncie. Wiedział, że tym razem nie odpłynie. Nie zostawi jego, Wojtka i Magdy. Znów byli wszyscy razem. Przemierzając kolejny ulice miasta dziękował Martynie, że znalazła mieszkanie tak blisko niej. By znów  wszyscy byli blisko siebie. Wszedł po cichu do domu i zobaczył śpiącą na kanapie Martynę. Poruszyła się jednak i spojrzała na niego.
-Przepraszam, nie chciałem cię obudzić. - podszedł do niej i pocałował w czoło.
-Skończyliście? - zapytała składając koc.
-Tak. Julek nie mógł się zdecydować na odpowiedni kolor. - zaśmiali się. - Artur trzy razy jechał z nim do sklepu po jeszcze coś.
-Genialny dzieciak.
-Na szczęście poszedł w stronę ojca. - uśmiechnął się. - Chodź spać.

20.08.2021
Kończyła przyjmować towar, gdy w drzwiach kawiarni stanęła Martyna. Obdarzyła ją promiennym uśmiechem i usiadła naprzeciwko niej. Polubiła ją, gdy pierwszy raz miały okazję spokojnie porozmawiać. Była po prostu sobą. Znała ich przeszłość, a mimo to wciąż nie zrobiła jej wyrzutów. Była.
-Zakochałaś się. - powiedziała, gdy Tosia postawiła przed nią lemoniadę.
-Nie żartuj. - zaśmiała się nerwowo.
-Oczy ci się świecą. Nowa sukienka, idealne pazurki. Tośka, to naprawdę super. - kobieta chwyciła Antosię za dłoń. - Tobie też należy się przecież ten rycerz na czarnym koniu.
-Martyna. - Tośka spojrzała na kobietę. - Nie, nie zakochałam się. Po prostu nie mam siły dłużej bronić się przed takim jednym. Dobrze się bawimy i tyle.
-Czyli musi wiedzieć, co ma robić. - zaśmiały się
-Oj to, to on akurat wie.
-A wam, co tak wesoło? - nie wiadomo skąd pojawiła się przy nich Magda. - Zostawić was same.
-No wiesz? - oburzona Martyna spojrzała na Włodarczyk. - Tobie takie rzeczy i tak już nie w głowie.
-Ja sobie wypraszam! - odparła Magda zajadając się kolejnym cukierkiem. - Obiecuje wam, że to ostatnie. Kolejne Włodarczyk zrobi, ponosi i urodzi sobie sam.
-Jej, ale robienie jest ok. - Tosia puściła przyjaciółce oczko. - Może sama bym sobie dała zrobić.
-A jak Artur chciał, to ty byłaś anty.
-Bo Artur to Artur. A ja bym chciała taką piegowatą dziewczynkę po mamusi i z czarnymi oczami, jak wasi panowie.
-To chyba nie idzie w parze. Albo jedno albo drugie. - Magda spojrzała na przyjaciółkę wzrokiem oznajmującym, porozmawiamy później.


Siedziały na plaży otulone zachodzącym słońcem. Kochała to miejsce. Właśnie to. Morze oznaczało wolność. A ona całe swoje życie szukała wolności. Bezkres.
-No to teraz ładnie mi powiesz, co się dzieje, ale tak jak na spowiedzi. - Magda spojrzała na przyjaciółkę.
-Przecież ja do spowiedzi nie chodzę!
-I dlatego powiesz mi.
-Madzik, co ja mam ci powiedzieć? Że się pogubiłam, ale nigdy nie byłam szczęśliwsza? Że z nim mogłabym pójść na koniec świata, a nawet dalej, gdyby tylko powiedział? Że chce mu rodzić dzieci? Że chce zestarzeć się w jego ramionach? To ci mówię. - spojrzała przed siebie.
-Tosia....
-I że miałam już swoją szansę, której nigdy już nie odzyskam.
-Może po prostu porozmawiajcie? Tosia. Ty kochasz jego, on kocha ciebie.
-A ona kocha jego i jest jego żoną, i matką jego dzieci, i o zgrozo cholernie ją lubię. Dlatego odpuszczę. To w życiu wychodzi mi przecież najlepiej. - spojrzała na przyjaciółkę. - Powiedz mi lepiej, jak wam się układa. Jak nasz kochany Wojtuś?
-Zrobiłaś jedną najlepszą rzecz w swoim życiu. Uświadomiłaś nam, że warto marzyć i dążyć do ich spełnienia. Że jedyną rzeczą ważną w życiu jest miłość. Całe życie go kochałam. Całe życie go szukałam. Całe życie chciałam tylko jego. I choć nigdy nie był tym pierwszym, wiem, że będzie ostatnim. Tak, jak ja będę ostatnia.

******
Obiecałam i jest. Im bliżej końca, tym bardziej chce mi się ryczeć. Ogłaszam wszem i wobec, że kolejny będzie ostatnim, a po nim już tylko epilog.
Do następnego :)

czwartek, 14 kwietnia 2016

17. Tym razem kiedy, mnie całuje, czuję się, jakbym wróciła do domu.

Pewną część czytacie na własną odpowiedzialność!

02.08.2021 Gdańsk. 
Gwar dzieci. Śmiech dorosłych i dwie staruszki siedzące w kącie popijające białe wino. Stała i patrzyła na to wszystko. Wszystko tak, jak sobie zaplanowała. Wszystko tak, jak miało być. Julek bawiący się nie tylko z dziećmi Wojtka, które były dla niego jak rodzeństwo, ale również córkami Kamila. Już dziś zapowiadał, że ożeni się z Zuzią, ale ta słysząc to, uciekała od niego, jak najdalej. Cóż historia lubi się powtarzać. Wojciech latał za nią, a teraz jej syn zarezerwował sobie jego córkę. Artur z młodą blondynką. Wojtek z Magdą i ich kolejnym przyszłym dzieckiem. W zapowiedziach kobiety ostatnim. Kamil i Martyna śmiejący się do upadłego. Ona. Tak. Była szczęśliwa. Zaczynała swoje przyszłe lepsze życie. Kawiarnia otwarta z widokiem na morze. Stoliki stojące na plaży i zachód słońca. Tak. Pierwszy raz w życiu poczuła się spójna. Wzięła kieliszek szampana i delikatnie stukając o niego łyżeczką dała znać, że chce zabrać głos. 
-Moi drodzy. Przyjaciele i znajomi. Julek. To miejsce, jest dla mnie szczególne. Wiele lat temu obiecaliśmy sobie z przyjaciółmi, że za dwadzieścia lat spotkamy się tu i powspominamy. Był moment, gdy to marzenie wydawało się nam nierealne. Z różnych, przeróżnych życiowych powodów. Dziś, stojąc w tym miejscy wierzę. Znów wierzę, że się tu spotkamy. Spotkamy, usiądziemy na plaży po zachodzie słońca i powspominamy. Dziś jesteśmy bliżej tego niż kiedykolwiek wcześniej. Otwarcie takiego miejsca zawsze było moim marzeniem. Stworzenie miejsca, gdzie każdy znajdzie coś dla siebie. Miejsce, gdzie zawsze będzie pachniało książkami, kawą i domem. Rodziną. I mam nadzieję, że tam będzie. Julek to szczególnie twoja zasługa. Wasze zdrowie. - kończąc wytarła łzę mieszczącą się w kąciku jej oka. Usłyszała gromkie brawa i wiedziała, że właśnie w ten sposób doczeka resztki swoich dni. 

Stanęła utulona miękkim szalem na brzegu morza. Patrzyła na bezkres wody. Nie wiadomo gdzie się zaczynała i kończyła. Tak, jak jej życie. Gdzieś miało początek i gdzieś będzie miało kres. Koło niej stanął Wojciech. Dawno nie rozmawiali. Bardzo dawno. 
-W końcu dopięłaś swojego, gratuluje. 
-Dziękuje. - powiedziała i przytuliła przyjaciela. 
-Mam jedno pytanie, które nurtuje mnie już tyle lat. - spojrzał na nią. - Nigdy jednak nie miałem odwagi, żeby ci je zadać. Dlaczego tak walczyłaś o mnie i Magdę? Dlaczego tym razem nie poszłaś na łatwiznę?
-Poszłam. - spojrzała mu w oczy. - Poszłam na cholerną łatwiznę. Całe moje życie to chodzenie na łatwiznę. Ale masz rację, tym razem nie zrobiłam tego dla siebie. Nie mogłam patrzeć, jak się męczysz. Jak próbujesz sam sobie wmówić, że mnie kochasz. Kochałeś. Oczywiście, że kochałeś. Tak, jak ja kochałam ciebie. Ale tak, jak Kamilowi pisana była Martyna, tak tobie pisana była ona. 
-A tobie kto jest pisany?
-Mnie samotność. - spojrzała na morze. - Wiesz, że ten widok mnie uspakaja. Ma w sobie coś magicznego. Tak, jakbym i ja czekała na mojego marynarza. Ja po prostu Wojtuś nie potrafię z nikim być. W moim życiu zjawia się ktoś, ale nie ma prawa zostać na dłużej. Ja wciąż czekam. Czekam i nie wiem, czy kiedykolwiek będzie mi dane się doczekać. 

02/03.08.2021 Gdańsk
Kończyła sprzątać, gdy zorientowała się, że nie jest sama w pomieszczeniu. Na fotelu bujanym siedział on. Kamil. Wyglądał jak zjawa. Patrzył na nią tymi swoimi czarnymi oczami. Patrzył tak, jakby chciał przyjrzeć ją na wylot. I ona patrzyła. Podeszła niepewnie do niego. Wstał. Pachniał tak cudownie. Tak, jak zapamiętała. Tak, jak chciała koniecznie zapamiętać. Ona. Kobieta kochająca tego mężczyznę. Wspięła się na palcach i musnęła delikatnie jego usta. Tak niepewnie i nieporadnie, jakby robiła to pierwszy raz w życiu. Boże, jak cholernie tęskniła za tymi miękkimi wargami.Paliły ją. Spojrzała głęboko w jego oczy, tak jakby chciała zobaczyć w nich wnętrze jego serca. Wciąż biło dla niej. Nie odepchnął jej. Nie wyszedł. Cofnął się jedynie o kilka kroków, by w momencie, gdy chciała spuścić wzrok wbić się zachłannie w jej spragnione wargi. Podniósł ją i delikatnie posadził na najbliższym stoliku nie przestając całować.  Zaczęła odpinać guziki jego koszuli w chwili, gdy on odpinał suwak jej sukienki. To wszystko było gwałtowne, szarpane. Nagłe. Jego dłonie błądziły na jej nagiej skórze. Jej dłonie pieszczące jego klatkę piersiową schodzące coraz niżej. Jęknął, gdy poczuł, jak przez materiał spodni masuje jego penisa. Chwycił w swoją wielką dłoń jej pierś. Przygryzł delikatnie wrażliwą skórę brodawki. Odchyliła się. Szarpnęła pasek pomagając mu ściągnąć spodnie razem z bokserkami. Jej sukienka podarta leżała w drugim końcu pomieszczenia. Wszedł w nią głęboko patrząc jej w oczy. Tylko ona na na niego reagowała. Tylko ona drżała w jego ramionach. Wchodził w nią szybko, gwałtownie. A ona kręcąc pupą podkręcała i tak intensywne tempo. Skradał na jej ciele pocałunki, a ona drapiąc jego plecy zaznaczała ślady swojej obecności. Wyszedł z niej tylko po to, by odwrócić ją tyłem do siebie i wejść jeszcze głębiej. Tak, jak lubiła najbardziej. Klepnął ją w pośladek. Każdy kolejny raz spadający na jej ciało był mocniejszy i zgrany z kolejnym gwałtownym wtargnięciem w jej wnętrze. Krzyknęła, gdy poczuła, że więcej już nie zniesie.
Tylko z nim była wstanie osiągnąć ten stan. Tylko z nim była w stanie dojść tak daleko. Tylko on potrafił dać jej wszystko, czego tylko potrzebowała. 
-Następnym razem, chyba cię zwiążę. - Kamil spojrzał na kobietę leżącą w jego ramionach. 
-Następnym razem nie będę tak tęskniła. - pocałowała mężczyznę. - Zachowujemy się, jakbyśmy mieli po dwadzieścia lat. - zaśmiała się. 
-Tosia, ja właściwie przyszedłem ci powiedzieć, że... - przyłożyła palec do jego ust. 
-Nic nie mów. Ja wiem. - uśmiechnęła się blado. - To przecież nic nie znaczy. 
-Przecież wiesz, że znaczy całą wieczność. 
-I dlatego to jest takie wspaniałe. 

***********
Witajcie!
By nadrobić troszkę, a może po prostu robiąc sobie odpoczynek pojawia się to. Jeśli kogoś uraziłam ostatnią częścią, przepraszam, nie miałam takiego zamiaru. :)
Nieuchronnie zbliżamy się do końca, gdzie wszystko się wyjaśni.
Ściskam w ten deszczowy dzień. :)

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

16. Jeśli ktoś jest w twoim sercu, nigdy tak naprawdę nie odchodzi. I może do ciebie wrócić, nawet w mało prawdopodobnych sytuacjach.

12.07.2021 Bielsko Biała
Korzystając z ostatnich ciepłych dni Tosia wyciągnęła Kamila na spacer. Po wypadku nie został praktycznie ślad. Z pozoru wszystko wróciło do normy. Bielsko zawsze wyzwalało w niej pewne uczucie. Dopiero tu czuła się, jak w domu. Dopiero tu i dopiero po czasie dotarło to do niej. Zbyt późno. Za późno...
-Cieszę się, że poszliśmy na ten spacer. - Kamil spojrzał na kobietę. - W domu niczego mi nie wolno. Wszystko robią za mnie. - zaśmiali się. - O i tak powinnaś się uśmiechać.
-Pamiętasz, jak się poznaliśmy? - kiwnął głową. - Już wtedy byłam prawie pewna, że jeśli kiedykolwiek będę musiała wyjść za mąż, to za ciebie. - powiedziała cicho. - Znaczy, chciałam powiedzieć, że cieszę się, że z tobą już wszystko dobrze.
-Tosia. - chwycił dziewczynę za rękę. -Wiesz, jak jest. Teraz możemy gdybać, co by było gdyby.
-Nie mam takiego zamiaru. - przerwała mu. - Nie będziemy wracać do przeszłości. Pod żadnym pozorem. Ja tylko chciałam powiedzieć, że miałam ogromne szczęście cię poznać.
-Mogę powiedzieć to samo. - uśmiechnął się. - Słyszałem, że rozstaliście się z Arturem.
-Nie mogłam znieść już tej Syberii. - spojrzała na mężczyznę. - A poważnie to był luźny związek. On chciał mieć drugie dziecko, a mi nie było po drodze. To w końcu i tak by się skończyło. To tylko kwestia czasu.
-W jakiś sposób się kochaliście.
-I to jest największa ironia. Wojtka kochałam, jak brata. Artur jest ojcem Julka. A z jedynym facetem, którego pokochało moje serce, nie dane mi było być. - spojrzała przed siebie zakładając czarne okulary.

Stał oparty o barierkę i patrzył przed siebie. Wypadek uświadomił mu wiele rzeczy. Kochał Martynę, kochał swoje córki. Ale kochał jeszcze kogoś. Tamtego dnia, gdy udając, że śpi, pozwolił jej odejść. Wyjść, nie tylko z jego łóżka, ale przede wszystkim życia. Wiedział, że nie popełnił błędu. Gdyby została nigdy nie doszliby do takich wniosków. Nie uświadomiliby sobie tych absurdalnych prawd o życiu. Prędzej czy później rozstaliby się i znienawidzili.  Miłość to nie wszystko. Jest początkiem, ale bywa też końcem. Sama miłość nie stanowi o związku. Nie zbuduje go i nie poprowadzi. Jest fundamentem. Może go scementować, ale miłość sama w sobie nie wystarczy. Dlatego pozwolił jej odejść i dlatego odeszła ona. Bo się kochali, ale wiedzieli, że miłość nie wystarczy w ich przypadku. I choć była piękna i prawdziwa, nie poprowadzi ich przez życiowe ścieżki. Zawsze będzie o  niej pamiętać, jednak iść będą oddzielnie. 

15.07.2021 Gdańsk
-Co teraz? - Magda postawiła przed przyjaciółką lampkę wina.
-Zaczynam od początku - wzruszyła ramionami. - Kolejny raz. Żadna nowość. Przyzwyczaiłam się.
-Ale co będziesz robić?
-Poślę Julka do szkoły. Otworzę swoją kawiarnię. Taką z prawdziwego zdarzenia. Taką moją. Z ogromną ilością kawy z całego świata i jeszcze większą ilością książek. Będzie kolorowo i po mojemu.
-A miłość?
-Miłość już była. Ta prawdziwa na całe życia. Mam syna. Byłam mężatką. Żyłam na kocią łapę. Co jeszcze może mnie spotkać? Przeszłam przez wszystkie jej etapy. W paru miejscach zbłądziłam, ale żyłam tak, jak potrafiłam. 
-Mówisz, jakbyś miała umierać. 
-Tego przecież nikt nie wie. - spojrzała na przyjaciółkę. - Madzia, jest jedna rzecz, której nauczyłam się przez te wszystkie lata. Że miłości nie ma. Że wszystko, co podciągamy pod nią to samotność i lęk przed opuszczeniem. 
-A jak z wami?
-Dobrze. Rozmawiamy. 
-Nie o to pytam. - Magda zmusiła by Antonina spojrzała na nią. - Co zrobisz z tą informacją?
-Pozwolę mu kochać Martynę, bo to ona była mu pisana. 

*******
Nie przedłużając, nie komplikując przechodzimy do sedna.
Chyba znalazłam świetny sposób na przedłużenie doby. Wystarczy wyeliminować jeden czynnik... Uwaga, uwaga ... sen. Jeśli człowiek zrezygnuje ze snu, zaczyna się wyrabiać, oczywiście do momentu powstania kolejnej kupki rzeczy do zrobienia. :)
Za długość i jakość przepraszam. Szansa na Przemka jest nawet jeszcze dziś, muszę go tylko sprawdzić. Poli nie ma i nie będzie. Może pod koniec przyszłego tygodnia, a może dopiero w maju.
Czy ktoś tu jeszcze jest? Czy ktoś to jeszcze czyta?
Miłego dnia/ nocy. Zależy co dla kogo :)

sobota, 2 kwietnia 2016

15. To powraca do mnie bardziej niż bumerang. Nie mogę opanować drżenia rąk. Nigdy nie bałam się bardziej.

Grawitował między niebem a ziemią. Między piekłem i rajem. Bolała go każda cząstka ciała. Słyszał płacz matki i cichy szloch Martyny. Gdzieś przeleciał mu śmiech Wojtka. Nie było jej. Znów, choć obiecała być. Nie mógł się obudzić. Nie mógł podnieść ciężkich powiek. Sen był lekki. Przyjemny. Przed oczami przelatywało mu życie. Widział dwóch małych chłopców odbijających starą piłkę jego ojca. Był szczęśliwy. Tamtego dnia zyskał przyjaciela. Na śmierć i życie. Każde wakacje spędzali w ten sposób. Potem pojawiła się ona. Jego mała ruda dziewczynka. Tylko ona potrafiła go uspokoić. Tylko ona znała go naprawdę. Była jego. I wiedział o tym tylko on. I ona. On też był tylko jej...

-Kiedyś się z nią ożenię, Kamil – mały chłopiec wskazał na goniącą Janka dziewczynkę. - Będzie moją żoną. Będziemy mieli gromadkę dzieci.
-A ja dalej będę twoim przyjacielem? – swoimi czarnymi oczami wpatrywał się w niższego chłopaka.
-Tak. Ty zawsze będziesz moim najlepszym przyjacielem. - Wojtek przytulił chłopca. - Jesteś moim bratem. Tylko musisz mi przysiądź, że nigdy nie pokochasz Antosi tak, jak ja.
-Ona nie jest nawet w moim typie. Jest Marchewą i zawsze nią zostanie. Jest twoja. Przysięgam. - jego słowa przypieczętowali swoim tajnym znakiem.

Przemierzał kolejne korytarze swojej przeszłości. Tamten dzień w Bielsku, gdy zobaczył ją po latach. Z małej dziewczynki wyrosła piękna kobieta, która znała swoją wartość. Był tylko starym przyjacielem. Już wtedy ją kochał. Już wtedy był w stanie zrobić dla niej wszystko. Ale była Wojtka. Więc odpuścił.

Ku niemu zmierzała dziewczyna. Jej rozwiane rude włosy pozostawały w nieładzie. Śmiała się z opowieści Wojtka. Dopiero teraz ją rozpoznał. Jej perlisty śmiech rozpoznałby na końcu świata. Antosia.

Czuł jej zapach z tamtej nocy, gdy pierwszy raz zasypiała w jego ramionach, jako jego kobieta. Miał ją. Choć na moment. Jej perlisty śmiech odbijał się w jego pustej głowie. Jej słowa wyryły się w jego pamięci. Jej dotyk. Jej smak. Jej zapach. To wszystko, czego potrzebował od życie.

-Wojtek jak zwykle miał coś ważniejszego do załatwienia. - postawiła przed nim kawę. - Dziękuje, że zgodziłeś się ze mną pójść. -usiadła koło chłopaka.
-Antoś, jesteś dla mnie jak siostra. - uśmiechnął się do dziewczyny i założył jej niesforny kosmyk za ucho. - Czasem tak jest, a wiesz, że ja dla ciebie zrobiłbym wszystko.
-Dla niego nie jestem już ważna, Kamil. - upiła łyk wina. - Zdobył mnie, więc nic więcej nie trzeba. - spojrzała na panoramę Krakowa. - Nigdy nie zapytał mnie, co ja chce. Czego, ja oczekuje od życia. Przecież on już to zaplanował. Trójka dzieci, dom w Andrychowie, kariera trenerska w Bełchatowie, mój gabinet w mieszkaniu w Łodzi. Imiona dzieci i jeszcze troszkę, i znajdzie im drugie połówki. A ja bym chciała tylko czuć się kochana.
-On taki jest, ale to nie znaczy, że cię nie kocha. - Kamil objął dziewczynę ramieniem.
-Chciałabym czuć się przy nim tak, jak przy tobie. - spojrzała chłopakowi prosto w oczy. - Wiem, że to złe. Wiem, że nie powinnam. Jesteś jego przyjacielem. - wstała. - Jesteś moim bratem! Co ja robię. - weszła do hotelu i zaczęła zbierać swoje rzeczy.
-Tosia poczekaj. - Kamil stanął jej na drodze chwytając jej dłonie w swoje. - Chcesz mi powiedzieć, że ty też? Że nie tylko ja?
-To jest złe! Nie mamy prawa tego czuć. - pocałował ją. Pocałował, bo musiał to zrobić, nawet za cenę swojej przyjaźni z Wojtkiem, za cenę swojego życia.

Dłużej zatrzymał się przed poznańskim Ratuszem. Patrzył, jak idzie w jego stronę. Była jak żywa, jakby tamten dzień stał się jego nowym celem. Szła ku niemu, by z nim zostać.

-Ożeń się ze mną – wyszeptała wtulona w jego ramię. - Teraz, zaraz, natychmiast.
-Antoś, co ty mówisz? - pogładził dziewczynę po nagich plecach. - Jak to sobie wyobrażasz?
-Weźmiemy ślub i wyjedziemy stąd daleko. Gdzie nikt nigdy nas nie znajdzie.
-Dobrze. Zostań moją żoną w swoje urodziny, a potem będziemy już tylko my.

Tamten ranek był jego ostatnim. Obudził się w pustej pościeli. Nie było jej. Zostawiła tylko kartkę, której słowa znało jego serce. Dla tych słów, wciąż żył.

Kamilu!
Przepraszam. Nie mogłam inaczej.
Nigdy nikogo nie kochałam bardziej niż ciebie. Tylko ty byłeś mi przeznaczony.
Musiałam. Musiałam wyjechać. 

Wiem, że kiedyś wrócę. Wrócę, by znów zasnąć w twoich ramionach.

Musiałam, by cię chronić.
Gdyby coś ci się stało, nie umiałabym dalej żyć.
Dorota dowiedziała się wszystkiego. Kazała mi wybierać. Więc wybrałam.
Czekaj na mnie. Czekaj ukochany.

Czekał. Wciąż na nią czekał. Ale jego czas dobiegał końca.


***************


Padało. Tak, jak wczoraj i przedwczoraj. Padało. A ona ubrana w czarną sukienkę, stała przy oknie. Nie płakała. Skończyły się już jej łzy. Nie mogła płakać od tygodnia. Dzisiaj miało skończyć się wszystko. Wszystko, w co wierzyła te wszystkie lata. Jej świat zatrzymał się tamtego dnia. Ostatni raz popatrzyła na jego bladą twarz. Wyglądał, jakby spał. Kilka zadrapań na jego twarzy tak spokojnej, jakby śniły mu się tylko dobre sny. Wierzyła, że tam, gdzie jest, jest szczęśliwy. Że w końcu odnalazł spokój.  Nie mogła ruszyć się z miejsca. Jej ciało odmawiało posłuszeństwa. Jej mózg nie rejestrował nawet najmniejszego impulsu. Zgasło. Wszystko. Ona. Ona stała i patrzyła. Stała i słuchała. Jak tamtego dnia. Dnia, gdy słońce zaświeciło ostatni raz. Gdy umiera najbliższy ci człowiek, umiera wraz z nim część ciebie. Umierasz z nim, wiedząc, że twój proces umierania będzie trwał do ostatniego twojego oddechu. Obok niego stała Martyna, jego córki i on. Jego najlepszy przyjaciel. Czuła, jak rozrywa się jej serce. W najgorszych snach nie przypuszczała, że kiedyś będzie stała tutaj. W zimnym kościele umierała po raz kolejny. Traciła go ostatni raz. 

Dramat zaczął się dopiero później. Gdy idąc pod ramię z Arturem zmierzała na cmentarz. Pusto i ciemno zrobiło się wokół niej. Nie była sobą. Miała wrażenie, że to wszystko dzieje się obok niej. Tak, jakby nie dotyczyło jej. Jakby tylko ktoś zmusił ją, by w tym uczestniczyła. Oddychała głęboko. Ciemne okulary na jej nosie przykrywały opuchnięte oczy. Osuwała się w nicość. Przestrzeń przed nią pogłębiała się z każdym kolejnym krokiem. Im bliżej celu, ona była dalej. Odpływała w otchłań, która zabrała także i jego. Deszcz padał coraz mocniej. Gdy stanęli nad wykopaną dziurę usłyszała głośny jęk jego matki i głośny szloch Martyny. Zadrżała. Bezgłośny krzyk przeszedł przez jej głowę. Nie mogła złapać oddechu. Patrzyła, jak powoli trumna z ciałem Kamila opuszczana jest do dołu. Jak uderza o ziemię. Jak ciało młodego człowieka znika. Przymknęła powieki. Przeszedł przez nią kolejny atak bólu. Ciemność przetoczyła się przed jej oczami. 

Została sama. Wszyscy już się rozeszli. Została tylko ona. Patrzyła na przysypaną ziemią, pod którą spoczywał jej Kamil. Był, a teraz go nie ma. Została sama. Nie został jej już nikt. 
-Kocham cię. Jeśli jeszcze kiedykolwiek się spotkamy, czekaj na mnie. Nie wiem, dlaczego nie powiedziałam ci tego wcześniej. Kocham cię i zawsze cię kochałam. Od pierwszego dnia. Twoje pojawienie się w moim życiu, był moim przeznaczeniem. Mieliśmy się poznać. Mieliśmy spędzić te kilka chwil razem. Za każdy zły gest przepraszam... Za każde złe słowo wypowiedziane w gniewie... Za każdy raz, gdy zamiast wspierać, zostawiałam cię samego... Za przyjaźń, która nigdy nam nie wyszła. .. Za każdy raz, gdy musiałam być mądrzejsza... Za każdą twoją łzą, którą pokazywałeś tylko mnie... Tamten dzień był moim ostatnim. Ty wiesz. Ty już wszystko wiesz...  Gdybyśmy tylko mieli...

Obudziła się zlana potem. Zaschło jej w gardle. popatrzyła na zegarek. Piąta czterdzieści osiem. Piąty czerwca dwa tysiące dwudziesty pierwszy rok. Upiła łyk wody i próbowała uspokoić oddech. Kolejny raz śniło jej się to samo. Kolejny raz żegnała miłość swojego życia. Kolejny raz nie mogła pozbyć się złego przeczucia. Od tamtego dnia nic się nie zmieniło. Nie obudził się, nie poruszył rękę. Nic. Ale oddychał samodzielnie, oddychał, by pewnego dnia wrócić, do tych których kochał. Usłyszała dźwięk telefonu, nie patrząc na wyświetlacz odebrała. 
-Obudził się Tosia, obudził się. - odetchnęła z ulgą. Czekała na ten dzień wystarczająco długo. Teraz wszystko musi się ułożyć. Miał dla kogo żyć i ona zrobi wszystko, by to zrozumiał. Na tym polegała przyjaźń.



*********
Kompletnie nie podoba mi się to powyższe... Miało być inaczej, ale chyba nie miałabym sumienia, aż tak ich skrzywdzić.
Jak widzicie, nie jestem taka zła, ale to nie oznacza, że złe dni minęły. Chyba dopiero teraz się zacznie. 
Ściskam cieplutko, :)

czwartek, 24 marca 2016

14. Nawet po najczarniejszej nocy, przychodzi dzień. Trzeba tylko uwierzyć w cuda...

05.03.2021r. Poznań
Na ten dzień czekała całe swoje życie. Odkąd tylko zaczęła pisać, chciała móc kiedyś wydać swoje zapiski. Historie życia zwyczajnych ludzi. Prawdziwe. Tylko te były godne uwagi. Teraz wszystko zaczęło układać się tak, jak powinno. Znalazła swoje miejsce na ziemi. Znalazła człowieka, z który szła przez życie. Takiego, jak ona. Indywidualistę, chodzącego swoimi ścieżkami. Nie potrzebowali ślubu, zapewnień o dniu jutrzejszym. W każdej chwili, któreś z nich mogło wstać i wyjść. Taka była umowa. Byli razem, ale szanowali swoje potrzeby. Ona nie wierzyła w miłość, już kiedyś ją spotkała i pozwoliła jej odejść. On nie bawił się w stałe związki. Kiedyś w jednym był i się sparzył. Więc byli. Tak po prostu byli i byli szczęśliwi. Dopiero przy nim odnalazła wszystko to, czego szukała całe swoje życie. Prawdziwą bliskość i ukojenie. A do tego był ojcem jej Julka. Małego cudownego człowieczka, któremu chciała przychylić świat. Dochodząc do Ratusza usłyszała telefon. Spojrzała w górę i zobaczyła bodące się koziołki.
-Czytałaś dzisiejsze gazety? - Wojciech był wyraźnie zdenerwowany. -Czytałaś?
-Nie - odparła spokojnie obserwując symbol Poznania. - A powinnam?
-Kamil miał wypadek. Wypadł z drogi. Jego stan - zatrzymał jej się świat. Nie słyszała, co mówił dalej. Skupiła się tylko na tych dwóch dochodzących do siebie koziołkach. Miała może z siedem lat, gdy stała w tym samym miejscu razem z babcią. Ta, opowiadała jej, że te dwa koziołki są jak ludzie. Którzy spotykają się w swoim życiu tylko na chwilę, by dalej pójść swoją drogę. Tak, jak te koziołki. Jeśli ja spotkam mojego koziołka, chwycę go mocno za rękę i nigdy nie puszczę, babciu. Puściła. -Słyszysz mnie? Halo!
-Gdzie? - zapytała cicho.
-Między Wrocławiem a Katowicami. Przewieźli go do Wrocławia. 
-Będę - oddychała głęboko. Nie mogła złapać powietrza. Ludzie mijali ją, a ona wciąż wpatrzona w ratuszową wieżę, nie mogła się ruszyć. 

06.03.2021Wrocław

Pamiętała ich pierwsze spotkanie. Ich pierwszy dzień. Ile, by oddała, by wrócić i móc pewne sprawy poukładać inaczej. By nigdy nie musiała się zastanawiać, jak bardzo ich skrzywdziła. Ich obu i każdego z osobna. Teraz to już nie miało znaczenia. Każdy z nich miał swoje życie. Dawne uczucie już nie miały znaczenia. Została tylko ona. Ona wciąż szukała. Wciąż jeszcze walczyła. Rozejrzała się po korytarzu. Zobaczyła zapłakaną Martynę i strach malujący się na twarzy Wojciecha. Nie miała odwagi, by podejść bliżej. Usiadła w drugim końcu korytarza i czekała. Sama nie wiedziała, na co. Nie miała prawa tu być. Już nie. Nie była już częścią tej rodziny. Poczuła nieprzyjemne ukłucie w okolicy serca. Ten człowiek wciąż był jej bardzo bliski. Wciąż był tym wyrośniętym szczeniakiem, który denerwował ją na każdym kroku. Tylko ona wiedziała, ile oddałaby w tej chwili, by podszedł do niej i powiedział, że jej nienawidzi. Nigdy tego nie zrobił. A to jego zraniła w swoim życiu najbardziej...
-Lekarze mówią, że ta noc będzie decydująca. – dziewczyna nie zauważyła, kiedy ojciec Kamila usiadł koło niej. – każą mieć nadzieję. Modlić się. Tylko jak. Jak Tosiu?
-Nie wiem. –Antonina spojrzała na przerażoną twarz człowieka, który w tej chwili tracił ukochanego syna. – Nie wiem. Gdybym tylko wiedziała...
Cisza panująca w pomieszczeniu, była powoli nie do zniesienia.  Bała się. Pierwszy raz w życiu bała się tak bardzo. Bała się, że tym razem straci go na zawsze. Gdyby tylko mogła cofnąć czas. Ale nie mogła. On miał już swoje życie i ona lada moment miała zacząć nowy etap w swoim. Ich już nie było i nigdy nie będzie. Wspomnienie spędzonych razem chwil już zawsze będzie jej towarzyszyć. Jego miętowo cytrynowy zapach zostanie w jej pamięci do ostatniego momentu. Dotyk jego ciepłych dłoni koić ją będzie w każdej ciężkiej sytuacji. Oddała wszystko, co miała, by się obudził. Ta noc dla jednych będzie szczęśliwa, lecz dla tych, którzy walczą, będzie najtrudniejsza w życiu. Jej Kamil. Ten, który zawsze miał być tylko tym drugim. Ten, który zawsze miał być tylko przyjacielem Wojtka. Stał się dla niej jak brat. To jemu mogła powiedzieć o wszystkim. Mogła zwierzyć mu się z każdego sekretu. Nigdy jej nie zdradził. Zawsze stał po jej stronie. Był najważniejszym człowiekiem w jej pieprzonym życiu. Gdyby coś mu się stało, nie darowałaby sobie. Nie miała na to wpływu, a jednak bolało ją serce. W głowie buzowały jej wszelakie emocje, które znała. Od złości poprzez radość, skończywszy na żalu. Złości, że spotkało to akurat jego. Radości, że miała okazję go spotkać. Żalu, że tak to się wszystko skończyło. Czasem pytała siebie, dlaczego w tamtym momencie po prostu wyszła. Dlaczego on nie pojechał za nią? Dlaczego to się skończyło? Przecież się kochali. Ona kochała jego. On kochał ją. A jednak musieli się rozstać. Czasem, gdy kocha się za bardzo trzeba się rozstać. Trzeba żyć osobno, by stale być razem. Z sali operacyjnej wyszedł lekarz, a jej skończył się świat.
-Robiliśmy, wszystko co w naszej mocy. – powiedział cicho, a przecież przekazuje takie informacje codziennie. – Obrażenia były zbyt rozległe. Zatrzymał się... – reszty nie słyszała, wyszła tak, jak te dziesięć lat temu. By tym razem nigdy już nie wrócić. 

*******
Witam wszystkich!
 No więc tak, korzystając, że zbliżają się święta liczę na wasze zrozumienie. Co złego to nie ja. Wszystko, co miało się stać, już się stało, a na resztę nie mamy wpływu.
W między czasie zapraszam na Przemka i Nikolaya, gdzie można znaleźć nowe rozdziały.

A teraz moje drogie, z okazji zbliżających się świąt, chciałabym Wam życzyć wszystkiego, co najlepsze. Smacznego jajka i mokrego dyngusa. A przede wszystkim, żebyście troszkę odpoczęły.

Kochani i dbajcie o siebie. Badajcie się przy każdej możliwej okazji. Zdrowie jest najważniejsze.  Czasem po prostu jest już za późno. Kolejny raz los mi to uświadomił.
Stjup ten dla Ciebie. Obyś tak, gdzie teraz jesteś, był szczęśliwy. Niech muzyka już zawsze gra w twoim serduchu. Najwidoczniej gdzieś tam masz ważniejsze rzeczy do ogarnięcia. A ze mną zostaną te minięcia na pokręconych stadionowych korytarzach. Do miłego!   


sobota, 19 marca 2016

13. Mamo, chciałbym mieć wojtkową siostrzyczkę.

20.10.2020r. Moskwa
Przemierza kolejne ulice znienawidzonego miasta. Obiecała sobie, że ten sezon będzie ostatnim w tym mroźnym kraju. Patrząc jednak na zadowolonego Artura i szczęśliwego Juliana nie miała serca ich rozdzielać. Szalpuk był wspaniałym ojcem. Odnalazł się w tej roli zadziwiająco szybko. To on wstawał w nocy, gdy Julek ząbkował. Opowiadał bajki, gdy nie chciał zasnąć. Przemierzał kilometry sklepów, by znaleźć akurat ten model zabawki, którą chciał ich syn. Był. Po prostu był. Nigdy nie naciskał. Nigdy niczego nie oczekiwał. Był. Tak było im wygodniej. Obojgu. Życie nauczyło ich, że niczego nie da się zaplanować, więc nie planowali. Brali to, co akurat dawało im życie. Wchodząc do małej przytulnej kawiarenki odszukała wzrokiem Magdy. Siedziała w kącie i poprawiała siedzącą już Zuzię w krzesełku. 
-Cześć. - uśmiechnęła się do przyjaciółki. - Jaka ona już duża. Jakie wy już jesteście duże - zaśmiała się. 
-No tak. -pogłaskała się po wielkim brzuchu. -To już nie długo. Wojtek nie może przestać za mną latać. Ściągnął nawet Dorotę, bylebym tylko się nie przemęczała. 
-Jeśli chcesz wezmę Zuzię. - Antosia podziękowała za otrzymaną kawę. - To żaden problem. Artur ją uwielbia. 
-Nie, naprawdę. Przecież ja nie umieram. Ja tylko mam zamiar urodzić bliźniaki - zaśmiały się. 
-Mam ci przypomnieć, jak latał z Julkiem? - Magda pokręciła tylko głową. - No właśnie. Więc się ciesz, że ściągnął teściową, a nie wziął roczny urlop wychowawczy. 
-Kamil ma drugą córkę - powiedziała niepewnie. 
-Ciesze się, że im się układa. - Antosia uśmiechnęła się promiennie. - Że Wojtek pogodził się z Kamilem. Że Kamil ma Martynę i dziewczynki. Że wam się układa. Tylko po co nam to wszystko było?
-Żebyśmy doceniali to, co los może nam dać, Tosia. -Magda dotknęła dłoni przyjaciółki. - Wam też się w końcu ułoży. 
-Mam dość tej Rosji. 

29.02.2021 Moskwa
W środku nocy obudził ją dzwonek do drzwi. Nim się obejrzała Artur brał od Wojtka śpiącą Zuzię, a ona ubrana czekała na Wojciecha w jego samochodzie. Próbowała uspokoić przyjaciela, ten jednak nie mogąc pozbyć się złych przeczuć odjechał w stronę miejscowego szpitala. Mijała czwarta godzina odkąd zabrano Magdę na salę porodową. Pamiętała, ile ona rodziła Julka. Wojtek chodził coraz bladszy od jednego końca korytarza do drugiego. 
-Usiądź. -Antosia chwyciła mężczyznę za rękę. - Tak jej nie pomożesz. 
-Nie mogę. Nawet przy Zuzi mną tak nie trzepało. 
-Wszystko będzie dobrze. Ej Włodarczyk, jednego syna już masz, ta dwójka niczego przecież nie zmienia, no nie? - zaśmiała się, chłopak kiwnął głową. 
Dochodziło południe, gdy z pomieszczenia wyszedł lekarz. Z Wojciecha odpłynęła cała krew. 
-Gratuluje ma pan zdrowych synów. - poklepał mężczyznę po ramieniu. - Za chwilę przewieziemy żonę i dzieci do sali, i będzie mógł pan ich zobaczyć. - uśmiechnął się, a Tosia mocno wtuliła się w silne ramiona mężczyzny. 
-Mówiłam, chłopaku. Mówiłam. Gratuluje, tatuśku. 

Wieczorem wracała do domu. Uśmiech nie schodził jej z twarzy. Wchodząc do mieszkania, usłyszała śmiech dzieci. Zastała ich jedzących kolację w kuchni. Artur smażył naleśniki, a cała trójka cała była w mące. 
-Mamo, chciałbym mieć wojtkową siostrzyczkę. -Julek spojrzał na nią arturowymi oczami. - Adoptujmy Zuźkę. 
-Jako głowa tej rodziny nie mam nic przeciwko - Artur objął dziewczynę w pasie. - Zróbmy sobie dziecko. 
-Może już sobie zrobiliśmy - powiedziała cicho wprost do jego ucha. 

*******
A więc tak. Nie jestem dumna z tego powyżej, jednak jest ktoś, kto prosi i prosi, więc jest. Nikt Kochanie nie motywuje mnie tak, jak ty, ale wiesz, zrobisz krzywdę Blondasowi, policzymy się inaczej ;)
Ten przeskok czasowy, niewiele zmienia, jak widzicie. Ten rozdział całkowicie jest przejściowy, ale nie mam czasu cokolwiek w nim dopracować.
Jeśli ktoś ma na zbyciu chociaż po godzince ze swojej doby, przyjmę.
A teraz wybaczcie, prawo oświatowe wzywa.
Ściskam ;)

czwartek, 10 marca 2016

12. Jesteś moją żoną, pamiętasz?!

17.10.2016r,Poznań
Kawiarnia w centrum miasta o tej porze dnia zazwyczaj pękała w szwach. Parzyli tu najlepszą kawę nie tylko w całym mieście, ale również w całej Wielkopolsce. Powoli odnajdowała się w nowej rzeczywistości, choć wiedziała, że pewnych rzeczy już nie cofnie. Na niektóre było po prostu za późno. Za taki stan rzeczy mogła winić tylko siebie. Nikogo więcej. Przez ostatni rok zmieniło się w jej życiu wszystko. Kiedyś nie pomyślałaby, że mogłaby choć wspomnieć o posiadaniu własnych dzieci, a dziś ten mały człowieczek wpatrujący się w jej towarzysza, był wszystkim, co posiadała w życiu. Najlepsza rzecz, jaką kiedykolwiek otrzymała od losu. 
-Nie mogę uwierzyć, że siedzimy tutaj i po prostu pijemy kawę. 
-Po prostu zmusiło nas do tego życie, nie doszukujmy się w tym czegoś więcej. - Antosia spojrzała łagodnie na Kamila i uśmiechnęła się pod nosem. - Czasem zastanawiam się, co by było, gdybym w tamtym dniu postąpiła inaczej. Nawet nie wiem, kiedy podjęłam decyzję. 
-Byliśmy dziećmi Tośka. - przeniósł wzrok z chłopca na jego matkę. - Artur się odzywał? 
-Dzwoni co parę dni. Jest jego ojcem. Nie mogę mu tego zabronić. - poprawiła kocyk - Kiedy macie termin z Martyną? 
-Na Boże Narodzenie. - upił łyk chłodnego już napoju. - Nie była zadowolona, że musimy przełożyć termin. 
-Nie dziwię się. W końcu ślub w październiku jest łatwiejszy do zaplanowania niż w grudniu. - uśmiechnęła się. 
-Nie wiem, jak mogłem tego nie dopilnować. - pokręcił głową. - Może tak chciał los? 
-Tak. - spojrzała na niego. - Przynajmniej będziecie mieli co opowiadać wnukom. 
-A ty? Kiedy wyjeżdżasz? 
-Na początku listopada. -dotknęła niepewnie jego dłoni. - Przepraszam za wszystko. Gdybym mogła kiedyś jeszcze coś dla ciebie zrobić, dzwoń. Już nie zniknę. Obiecuje. 
-Antośka. Zapomnijmy. - przybliżył się do niej. - Zapomnijmy o wszystkim złym. Zacznijmy od nowa. Brakuje mi mojej zwariowanej przyjaciółki, która potrafiła przejechać połowę Polski, by nawrzeszczeć na mnie. Brakuje mi naszych rozmów w środku nocy. Brakuje mi spacerów nad ranem i bananowych naleśników w południe. Brakuje mi środowych wypadów do klubu i brakuje mi twojego uśmiechu. 
-Ja już zapomniałam. -uśmiechnęła się. - Popełniłam w życiu parę błędów, których będę żałowała do końca życia. Ale mi też ciebie brakuje. Brakuje mi nas. Naszej paczki. Teraz Wojtek ma Magdę, ty masz Martynę, a ja Julka. Jest nas więcej. 
-Kocham cię. 
-To był zaszczyt być twoją żoną Kamilu. -zaśmiała się cicho i pocałowała chłopaka w policzek. - Dziękuje. 

31.10.2016r. Ankara
Rozpoczynała nowy rozdział w swoim życiu. Nie wiedziała, czy lepszy, ale nowy. Pewnych błędów już nie popełni, pewnych rzeczy nie poprawi. Wciąż uczyła się czegoś nowego. Jednak jedno pozostało nie zmienne. Przemierzała ten świat samotnie. Miała przyjaciół, rodzinę, dziecko, jednak wciąż pewna część jej duszy pozostawała samotna. Jednak pierwszy raz w życiu poczuła się wolna. Poczuła się sobą. Podobne uczucie towarzyszyło jej, gdy na świat przychodził Julian. Teraz oboje znajdowali się w obcym kraju, mając zacząć wszystko od początku. Jakby los dawał jej kolejną szansę. 
-Przepraszam, trening się przeciągnął. Nie mogłem szybciej. - obok niej pojawił się zdyszany Artur. - Jak dobrze was widzieć. Jak dobrze znów was mieć obok. 
-Przecież wiedziałeś, że będziemy. - uśmiechnęła się do niego. - Julek nie mógł się doczekać, aż cię zobaczy. Załatwiłam wszystko. Od piątku nosi twoje nazwisko.
-Wojtek?
-Nie rozmawia ze mną, ale Madzia mówi, że już mu przechodzi. Zrozumie. Zrozumie, że nigdy nie mogłam inaczej. Teraz zostaje jeszcze jedna sprawa. - spojrzała na chłopaka poważnie.
-Tym zajmę się ja. Kamil Kwasowski to moja działka.

********
Günaydin!
Chciałyście Kamila, macie Kamila :)
To by było tyle ode mnie. A teraz wybaczcie, idę się pakować.
Tak na wypadek, gdybyście w dalszym ciągu chciały mnie mordować.
Buziaki, w ten piękny dzień.

Ps. Krytyka mile widziana. :)

Ps2. W wolnej chwili chciałabym was zaprosić na coś zupełnie nowego i innego. Być może wam nie przypadnie do gustu, ale dojrzewało to we mnie tyle czasu, że w końcu musiało wybuchnąć. W roli prawie głównej nasz niezastąpiony kapitan. Zapraszam. Zapomnieni :)

Ps3. Spóźnione, ale szczere najlepsze życzenia z okazji Dnia Kobiet w Międzynarodowy Dzień Mężczyzn :) A w prezencie ten uroczy Pan :) <3

piątek, 4 marca 2016

11. Kto żył długo i szczęśliwie? No powiedź mi kto? To miał być najszczęśliwszy dzień w moim życiu, Kamil.

10.09.2016r. Gdańsk
Od samego rana w całym domu słychać było śmiech dzieci. Nawet  Julek uśmiechał się, jakby wiedział, że dziś musi być szczególnie grzeczny. Chodził nerwowo, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Wychodziła za mąż. Jego mała Magduś, wychodziła za mąż. Cieszył się. Skakał, jak głupi, gdy tylko mu powiedziała. Widział płaczącą w kącie Antośkę i pociągającą nosem swoją matkę. To miał być jeden z najpiękniejszych dni w życiu ich paczki. Nie było tylko Kamila i miał wątpliwości, czy jeszcze się zjawi. On, Wojciech Julian Włodarczyk był na niego zły. Niczym mu nie zawiniła, by opuszczać ją w tak ważnym dla nich wszystkich dniu. W dniu, gdy wreszcie jedno z nich odnajdowało szczęście. 
-O czym myślisz? - Antosia objęła mężczyznę z pasie i złożyła delikatny pocałunek na jego karku.
-O tym wszystkim, co już się zdarzyło. - obrócił się w jej stronę. Mam ciebie, Julka, a moja najlepsza przyjaciółka wychodzi dzisiaj za mąż, za dobrego człowieka. Tylko Kamil, jak zwykle chadza swoimi ścieżkami. Nie będzie go dzisiaj, prawda? - ta tylko pokręciła przecząco głową. 
-Dzwonił wczoraj do Madzi, coś mu wypadło. - powiedziała cicho. -Musicie w końcu pogadać. Tak nie może być Wojtek. Byliście przyjaciółmi długo przede mną i mam nadzieję, że będziecie nimi, gdy mnie kiedyś zabraknie. - spojrzał na nią wyraźnie zdziwiony. - Nie patrz tak na mnie. Wiesz, o co mi chodzi. Gdyby kiedyś, coś mi się stało, chce mieć pewność, że najważniejsi ludzie w moim życiu się wspierają i potrafią ze sobą rozmawiać. 
-Masz rację, ale wiesz, jak jest. Nie umiem mu zaufać. -pocałował ją w czoło. - Próbowałem, ale wciąż mam przed oczami jego zapłakaną twarz, gdy mówił mi o twoim odejściu. Że cię kochał, a teraz cię nie ma. Kochał cię i pozwolił ci odejść. Tego tylko nie mogę zrozumieć. 
-Rozumiesz, Wojtuś. Rozumiesz to lepiej, niż ci się zdaje. W odpowiedniej chwili będziesz wiedzieć, co należy zrobić. I nie wolno ci wtedy oglądać się wstecz. Na mnie. Na Julka. Na Kamila. 
-Tosia...
-Pora się zbierać, chłopaku. - uśmiechnęła się i zamknęła delikatnie swoją dłoń w jego. -Kocham cię. Nigdy tego nie zapomnij. Nigdy. 


Siedziała w pierwszej ławce. Kiedy Magda poprosiła ją, by została jej druhną, nie wahała się ani minuty. Koło niej siedziała Oliwia, jej ukochana szwagierka. Popatrzyła przed siebie i ujrzała zdenerwowanego Miłosza, który nie mógł opanować drżenia rąk. Kochał ją. Kochał jej małą przyjaciółkę. Tego była pewna. Rozejrzała się po kościele. Cały tonął w herbacianym odcieniu róż. Ich zapach roznosił się po całej najbliższej okolicy. Spojrzała na Wojtka, który siedział kilka ławek za nią i trzymał na swoich rękach Juliana. Był coraz bardziej podobny do Artura. Ta blond czupryna i przenikliwe spojrzenie. To była dobra decyzja. Rozległ się dźwięk pieśni zapowiadający pojawienie się bohaterki tego wspaniałego dnia. Wyglądała przepięknie w tej białej koronkowej sukni. Wśród tylu wybrała tą. Skromną, ale sprawiającą, że wyglądała, jak najpiękniejsza królowa świata. Była niczym anioł emanujący swoim pięknem. Spojrzała na Wojciecha i widziała, jak spiął wszystkie mięśnie, Uśmiechnęła się delikatnie pod nosem. Jej szczęście siedziało niezauważalne w ostatniej ławce z towarzyszącą mu Martyną. Antosia poczuła się zazdrosna. Wiedziała, że jej nigdy już nie będzie ono dane, To uczucie, gdy wstępujesz w związek małżeński z ukochanym człowiekiem. Spojrzała w oczy Magdy i zobaczyła to, czego obawiała się najbardziej. Pokręciła delikatnie głową. Miała wszystko, czego potrzebowali. Mieli to, by dziś zwyciężyła miłość. 
-Spotkaliśmy się tu dzisiaj, by towarzyszyć w szczęściu Młodej Pary. Magdalena i Miłosz przeszli długą drogę, by znaleźć się tutaj. By razem z nami przysięgać sobie miłość po śmierć. - słowa kapłana przybliżały ich do celu. -Jeżeli ktoś zna powód, dla którego tych dwoje nie może nie może się pobrać, niech powie to teraz, bądź zamilknie na zawsze. -Zamknęła oczy. Jeśli nie odezwie się on. Zrobi to ona. Policzyła spokojnie do dziesięciu i spojrzała na Wojciecha. Miał zamknięte oczy, Poddał się. Tak, jak ona pięć lat temu. Pogodził się ze stratą jedynej kobiety, którą kochał. -W takim razie powstańmy. 
-Ja - nie słyszała własnego głosu, jednak czując na sobie wzrok zgromadzonych, zdała sobie sprawę, że powiedziała, to na głos. - Ja znam. - powtórzyła głośniej i pewniej. Podeszła do zdezorientowanego Wojciecha i zabrała mu Julka. -Miałam siedemnaście lat, gdy pewien chłopak powiedział mi, że się ze mną ożeni i będziemy mieli gromadkę dzieci. 
-Tosia, co ty robisz? - ojciec panny młodej wyszedł z ławki. - To nie czas na takie...
-Że zawsze to wiedział. Że to będę ja. Z pewnymi przerwami byliśmy ze sobą kilka lat. Ani razu nie wypowiedział przez sen mojego imienia. Nie przywoływał mnie, gdy śniły mu się koszmary. Nie umiałam pocieszyć go po porażce. Nie ze mną wymyślał imiona dla nieistniejących dzieci. Potem odeszłam. Nie było mnie. Rozrywałam na kawałki każdego, na kim mi zależało. A potem, jak gdyby nigdy nic przyjął mnie z powrotem do swojego życia. Wybaczył, bo kochał mnie, jak siostrę. Jak przyjaciółkę. Umiałam ukoić jego demony, ale nigdy nie byłam aniołem, który powinien iść z nim przez  życie. 
-Do czego ty zmierzasz - zapytał milczący Wojciech. 
-Chce tylko powiedzieć, że kto jak kto, ale wy nie zasługujecie na popełnianie moim błędów. 


Po obiedzie, jako druhna powinna zabrać głos. Miała ułożoną przemowę, ale brązowe tęczówki przyjmującego odebrały jej mowę. Stuknęła delikatnie kieliszek. 
-Moim drodzy. Madziu i Wojciechu. Przede wszystkim jeszcze raz życzę wam samych wspólnych dni. Tych dobrych, z których będziecie się śmiać i tych gorszych, które pozwolą wyciągnąć wnioski. Miłości. -spojrzała na Młodą Parę. - Kiedy poznałam Magdę, nie wpadłyśmy sobie w ramiona, nie obdarzyłyśmy się przyjaźnią od razu. Kiedy jednak zostałyśmy poddane próbie, wiedziałam, że zostaniemy już razem na zawsze. Zyskałam siostrę. Wojtek to oddzielna bajka. Pełna bólu i rozczarowań. Pełna niewiadomych. Ale też spójna i odpowiednia. Kiedyś pewna osoba powiedziała mi zdanie, które już zawsze pozostanie w mojej pamięci. Jeśli w czyichś oczach zobaczysz swoje nienarodzone dzieci, bo będziesz wiedziała, że to ten. Ten na całe życie. I ja w to wierzę. Patrząc na was, wiem, że wszystko jest możliwe. Wszyscy jesteśmy świadkami zwycięstwa wielkiej prawdziwej miłości. Cieszę się, że chociaż raz wyszło na moje. - usłyszała salwę śmiechu i sama również się zaśmiała. -Moi drodzy, wasza droga nie była łatwa, wiele ciężkich chwil jeszcze przed wami, ale wierzę, że pokonacie wszystkie przeszkody, razem. Patrząc na was, strasznie wam zazdroszczę. Zazdroszczę, wam tego, że macie już tą pewność. Pewność siebie, pewność lepszego, wspólnego jutra. Kochacie się i wiem, że wasza miłość to ta jedna z wielu na tym świecie, która pokona wszystko. I co najważniejsze przekona do niej takich niedowiarków, jak ja. Wasze zdrowie. Zdrowie Państwa Włodarczyk! - Dla niej było już za późno. O jedno życie za późno.


Kto żył długo i szczęśliwie? No powiedź mi kto? To miał być najszczęśliwszy dzień w moim życiu, Kamilu. I był. Dzięki Tobie i dla ciebie. Wiem, jak to jest dać się za kogoś publicznie rozstrzelać. Wiem, jak to jest zrezygnować z własnego szczęścia. Dlatego życzę ci, byś przy niej osiągnął to, czego nie mogłam dać ci ja. Ja też pamiętam tamten dzień. Był spełnieniem moich marzeń. Ubrana w białą sukienkę, trzymająca cię za rękę, idąca ku tobie. Moje serce było twoje. A potem zrobiłam wszystko, byś mnie znienawidził. 

*****
No więc ten tego, przedstawiam wam kolejny. Mniej lub bardziej ładny. Mniej lub bardziej spójny.
Powiem wam, że nie do końca tak miało być. Ale tego przecież nikt by się nie spodziewał. Także proszę nie bić.
Za wszelkie reakcje dziękuje. Wiem, że ktoś to czyta i świadomość, że mam dla kogo pisać, motywuje podwójnie.
Ściskam mocno. :)

niedziela, 28 lutego 2016

10. Jeśli pozwolisz jej odejść, będziesz żałował do końca życia. Znienawidzisz mnie, siebie i wszystkich, którzy tamtego dnia byli świadkiem waszego upadku.

16.08.2016r. 
Całe życie byli w rozjazdach. Powinna być do tego przyzwyczajona, a mimo to wciąż nie mogła przywyknąć do takiego stylu życia. Chciała móc na starość usiąść na tarasie swojego domu i wdychać morskie powietrze. Chciał móc  powiedzieć, że zrobiła wszystko, by naprawić błędy przeszłości. Wiedzieć, że choć zraniła wszystkich, których kochała, naprawiła choć w niewielkiej cząstce swoje winy. Za piętnaście minut powinien wylądować samolot z Wojciechem na pokładzie. Mieli dokładnie półgodziny, by omówić najważniejszą rzecz w ich życiu. Trzydzieści minut, by uzmysłowić sobie, że pragnęli zupełnie czegoś innego od życia. Tysiąc osiemset sekund, by odmienić swój los. Potem znów zniknie, by wrócić dopiero we wrześniu. Popijając kawę obserwowała zmierzających dokądś ludzi. Spieszyli się. Ktoś spóźnił się na swój lot, ktoś wsiadł nie do tego samolotu, do którego powinien był wsiąść.  Tylko ona była w zawieszeniu. Powoli zaczęli pojawiać się znani jej mężczyźni. Część z nich obdarzyła ją promiennym uśmiechem, część spieszyła się do swoich bliskich. Na końcu szedł on. Zmęczony, przygnębiony, złamany. Wstała i wtuliła się w jego ramiona, szepcząc, jak bardzo za nim tęskniła. 
-Jak Julek? - Wojtek wciąż trzymając ją za rękę wpatrywał się w jej twarz. 
-Został z Magdą. -uśmiechnęła się do chłopaka. - Urósł. Wojtuś, ja chciałam porozmawiać. Wiesz. Ja...
-Powiedz to. -odwrócił twarz. - Po prostu powiedz, że musisz to zrobić. Że taka jest twoja natura. 
-Ona wychodzi za mąż. - puściła jego uwagę mimochodem. - Jeśli teraz tego nie zrobisz, to kiedy?
-Antośka, ja wiem, że wy kobiety uwielbiacie skomplikowane historie, ale to jest życie. 
-Ja nie wiem, co wydarzyło się między wami, gdy mnie nie było. - spojrzała na chłopaka. - Jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami, ale tak, jak ja przemilczałam Kamila, ona zrobiła to z tobą. - zmusiła, by na nią spojrzał. - Ja nie chce, żebyście się tłumaczyli, nie mam prawa. Ale jeśli, jeśli ona.
-Ona wychodzi za mąż, a ja jestem ojcem twojego syna. - podniósł głos. - Między nami nigdy nic nie było. Coś tylko nam się wtedy wydawało.
-Tak, jak mi i Kamilowi. - obdarzyła go badawczym spojrzeniem. - Ok. Ale jeśli pozwolisz jej odejść, będziesz żałował do końca życia. Znienawidzisz mnie, siebie i wszystkich, którzy tamtego dnia byli świadkiem waszego upadku.


Siedział w samolocie i myślał. Nie mogło to wrócić. Czuł, jak znów mu się wymyka. Czuł, jak znów przestaje być jego. Tośka, znów miała inny plan na swoje życie. Dlaczego więc wróciła? Dlaczego znów dała mu nadzieję? Kochał ją, a ona znów chciała iść przez życie bez niego. Nie wytrzymałby. Uzależnił się od niej wiele lat temu. Przecież była mu pisana. Tamta cyganka wyraźnie mówiła o Tosi. Mała, pokręcona dziewczynka z wiecznym uśmiechem na ustach. Oddana przyjaciółka, która poświęci swoje szczęście, dla dobra innych. Tosia. A teraz znów kroczyła drogą, która nie obejmowała jego. Był jeszcze Julek. Spojrzał na śpiącego Artura. On był kluczem całej tej zagadki. On. Pojawiła się w jego życiu, w momencie, gdy Szalpuk wchodził przebojem do reprezentacji. Musiał z nim porozmawiać. Tylko tak będzie wiedział, co tak naprawdę między nimi się wydarzyło. Tylko tak.

17.08.2016r.
Czekał na niego po skończonym treningu. Nie mógł spać. Stał i patrzył, jak przyjmujący rozmawia z młodą wolontariuszką. Wiedział już, czym zwrócił uwagę Tosi. Był wysokim przystojnym elokwentnym mężczyzną. Miał wszystko, czego potrzebowała Tosia. Podszedł do kolegi, mając nadzieję, że skończy z tym raz na zawsze. 
-Zawsze chciałem zapytać cię tylko o jedno. Jak to się stało, że stałeś się ojcem dziecka, które powinno być moje? - Wojtek patrzył prosto w oczy Arturowi, nie widząc w nich nic. 
-Bo mam to, czego zawsze tobie brakowało. - powiedział spokojnie, poprawiając torbę na ramieniu. - Nigdy nic od niej nie chciałem. Nigdy do niczego jej nie zmuszałem. Byłem, kiedy ona chciała. Kiedy mnie potrzebowała. Znikałem, gdy robiło się niebezpiecznie. Wojtek, jej nie wolno ograniczać. Nie można wymagać więcej niż jest wstanie dać. 
-O czym ty do mnie mówisz? - podniósł głos. - Że niby to moja wina? Że ja ją do czegoś zmuszam?
-To ty twierdzisz, że to zawsze miała być ona. Ale ona tego nie czuje. - poklepał Wojtka po ramieniu. - Pomyśl, gdyby było inaczej, nie pojawiłby się Kamil, gdyby było inaczej nie wpuściłaby mnie, gdyby było inaczej, nie miałaby zabukowanego biletu. To tobie się zawsze wydawało, że jest twoja. Straciłeś ją tamtego dnia, gdy ja zrezygnowałem z Julka. Ale Julek jest mój i oboje wiemy, że to ja go wychowam. Swoją zaborczością straciłeś przyjaciół, jeśli czegoś nie zrobisz, lada moment stracisz jeszcze kogoś. Ona przez ciebie zrezygnowała z miłości swojego życia, Wojtek.

********
Część i czołem.
Mówiłam już, że lubię mieszać? Nie? To mówię.
Chciałabym powiedzieć, że teraz to już będzie dobrze, ale niczego nie mogę obiecać. Oj, nie mogę.
Trzymajcie się, do następnego. ;)

piątek, 26 lutego 2016

9. Wyjdę za niego! Koniec kropka!

10.08.2016r. Gdańsk
Powiew wieczornego wiaterku przyniósł ukojenie po kolejnym upalnym dniu. Rozkoszowała się widokiem morza i zapachem usmażonej ryby. Tak, jak zapamiętała. Tak, jak zawsze chciała pamiętać. Przymknęła oczy. W jej głowie krzyczały chwile sprzed kilku lat. Gdy po raz pierwszy wybrali się tu, jako jedna paczka. Gdy przyszłość była jeszcze niewiadomą. Gdy nie stała jeszcze między nimi. Pamiętała, jak Kamil gonił ją po plaży, by wrzucić do gorącego Bałtyku. Jak śmiała się do upadłego z kolejnego żartu Wojtka. Gdy Magda randkowała z kolejnym ratownikiem. Byli beztroscy. Mieli milion planów na przyszłość i plan, by spotkać się tu za dwadzieścia lat i powspominać. Nie będzie ich tu. Nie będą opowiadać o swoich dzieciach, partnerach, marzeniach. Będzie ona. Będzie on. Może ktoś jeszcze. Magda za miesiąc wyjedzie na drugi koniec świata. Za facetem, którego kochała tak, jak ona Wojtka. Nie był miłością jej życia, ale był lepszym planem, niż samotność. Może nie potrafiła być sama? Może tego bała się najbardziej. Samotnych wieczorów. Kiedy zaczęło jej to przeszkadzać? Od kiedy potrzebowała drugiego człowieka, by żyć? Od zawsze była samodzielna. Odkąd jej rodzice wyjechali w podróż dookoła świata, ona radziła sobie sama. Może brak oparcia w rodzicach, zbyt duża swoboda, którą od nich otrzymała spowodowała jej sposób życia. Może.
-Nie mogę uwierzyć, że siedzimy tu sobie ostatni raz – Magda postawiła przed nimi kolejnego drinka. – Nigdy już tu nie wrócimy, prawda?
-Nie. –Antonina spojrzała na spokojną twarz przyjaciółki – W którym momencie, tak bardzo zbłądziliśmy? W którym?
-Przecież wiesz.
-Nie mogę uwierzyć, że wychodzisz za mąż – uśmiechnęła się i popatrzyła na pierścionek znajdujący się na serdecznym palcu Magdaleny. – Jesteś pewna?
-Tak. – pokiwała głową. – Jeśli tego nie zrobię, zwariuje Tośka. – spojrzała jej w oczy.
-Więc dlaczego nie walczysz, o faceta swojego życia?
-Bo on kocha inną. – odparła patrząc na morze. – Kocha i nie mam prawa niczego niszczyć. Nawet jeśli to wszystko, czego bym chciała.
-I ona go kocha - uśmiechnęła się delikatnie. - Ale to nie jej imię wymawia przez sen. To nie na jej widok miękką mu kolana. To nie na jej głos cały drży.
-To dlaczego pozwoliłaś mu zostać ojcem Julka?
-Bo nie miałam pewności, zresztą ty przecież wychodzisz za mąż, nie?
-Tosia, co ja mam zrobić?
-Powiedz mu prawdę. Powiedz prawdę sama sobie. I nie oglądaj się na innych. Kochasz go, a on kocha ciebie. I nic innego nie ma znaczenie. Nie może mieć znaczenia.
- A ty? Dlaczego nie walczyłaś o Kamila?
-Bo byliśmy dziećmi Madzia. Dziećmi, które nie miały szans w dorosłym życiu. Spotkaliśmy się za wcześnie, o wiele obietnic za wcześnie.
-A reszta prawdy?
-Reszta prawdy jest nie ważna. –Antonina popatrzyła na syna. – Zrobiłam coś, czego nigdy mi nie wybaczy. Sama nigdy sobie tego nie wybaczę. Takich rzeczy się nie wybacza. – w oczach kobiety wezbrały się łzy. – Gdybym wtedy postąpiła inaczej, dzisiaj wszystko byłoby prostsze.
-Tośka... – Magda chwyciła przyjaciółkę za ramiona. –Coś ty zrobiła?
-Złamałam go tamtej ciepłej nocy. – nie umiała pohamować łez płynących po policzkach. – Jeśli go kochasz, tak naprawdę do nieskończoności, walcz. Ja już raz była tchórzem, i gdzie mnie to doprowadziło? Lęk przed całkowitym oddaniem, przed miłością przyprowadziła mnie tutaj. Nigdzie. Więc walcz. Kosztem wszystkiego, co masz. Bo będziesz tego żałowała, do ostatniego dnia. Do ostatniego oddechu. To tak, jakby każdego kolejnego dnia rozrywało cię na nowo. Rozumiesz? Więc skoro teraz mam pewność, że ty kochasz jego, a on kocha ciebie, więc myślę, że to dobry moment, by wreszcie pomyśleć o sobie, Magduś.


12.08.2016r. Bielsko Biała
Tego nie spodziewał się nawet w najgorszych snach. Kiedy tylko zadzwonił ten telefon, wiedział, że będzie musiał powiedzieć jej prawdę. Nie zrozumie. On nie rozumiał. Coś, co do dzisiejszego poranka wydawało mu się być złym snem, powróciło. Ze zdwojoną siłą. Zdawał sobie sprawę, że musiał to załatwić tak szybko, jak tylko się dało. Minęło prawie pięć lat, ona ma syna. Całe jego życie stanęło pod znakiem zapytania. A Wojtek? Zabije go, gdy tylko się dowie. Zabije, a on mu w tym pomoże. To miało skończyć się tamtego ciepłego dnia. Tamtego dnia, gdy umarły jego anioły. Gdy przestał wierzyć w cokolwiek.
-Tośka, musimy natychmiast porozmawiać! – powiedział i usiadł na najbliższej ławce. – Będę jutro w. Gdzie właściwie mam być?
-Kamil, jestem w Gdańsku. Madzia wychodzi za mąż, więc sam rozumiesz. – w jej głosie słyszalne było zdenerwowanie. – Coś się stało? Będę w Andrychowie w przyszłym tygodniu.
-Ja cię potrzebuje na wczoraj. –poczuł, jak przez jego głowę przechodzi tornado. – Zapomniałem się podpisać w jednym miejscu. Tosia, zapomniałem, przepraszam.
-O czym ty do mnie mówisz? – podniosła głos. – Milczysz, jak zaklęty przez te wszystkie lata, a teraz dzwonisz i żądasz niemożliwego.
-Musisz zrobić test na ojcostwo – powiedział cicho.
-Słucham? Przegrzało cię? – słyszał, jak przemieszcza się po pomieszczeniu. – Ja wiem, kto jest jego ojcem!
-Mnie to nie interesuje, ale sąd tak.
-Jaki sąd, Kwasowski? – krzyknęła. – Zadzwoń, jak wytrzeźwiejesz. I odstaw te różowe pigułki, nie służą ci. Cześć.
-Antoś. Wciąż jesteś moja – ale w słuchawce usłyszał tylko dźwięk odkładanej słuchawki.


Pamiętam, jak stałaś w białej sukience na poznańskim rynku. W włosy wpięłaś różowe różyczki. W tamtym momencie byłaś tylko moja. A ja byłem tylko twój. Byłaś najpiękniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek widziałem. Nigdy nie zapomnę twojego perlistego śmiechu. Tego, jak patrzyłaś mi w oczy. Nie liczył się nikt, byliśmy tylko my. Cały świat stracił wartość. Potem słyszałem tylko szept twoich słów.  Dotyk twojej małej dłoni na swojej. Twój pocałunek na moich ustach. To były twoje urodziny. Następnego poranka już cię nie było. Zostałem sam. Sam ze swoim bólem. Sam z resztą prawdy, o której nikt nigdy miał się nie dowiedzieć. A jednak. Gdybyś tylko wiedziała, że twój syn w świetle prawa powinien nosić moje nazwisko. Przez ten krótki moment, znów byłaś moja. A potem przyszedł świt. Myślałem, że śniłem. Jednak ty byłaś prawdziwa. Ja również. I ten poznański rynek w tamten listopadowy ciepły dzień. 

*******
Witam,
tylko nie zabijać. Ja wiem, że szczególnie jedna z was (tak mówię o tobie, mój pierwszy recenzencie, bez ciebie tego by nie było), teraz mnie zabije. Napiszcie tylko, umarła spełniona.
Póki co zapraszam na Przemka . ;)
W nieodległej przyszłości ruszę z czym jeszcze, czym zupełnie innym. W tej chwili są  tam bohaterowie i prolog. Zapraszam. http://zemsta-droga-przebaczenia.blogspot.com/ ;)
W osobnej zakładce znajdziecie odpowiedzi na pytania zadane w ramach Libster Aword przez Paulka. Serdecznie dziękuje za nominację ;)
Do następnego ;)

niedziela, 21 lutego 2016

8. Witaj na świecie ogonku!

15.06.2016r. Andrychów
Miała przed sobą najpiękniejszy widok na świecie. Cały jej świat mieścił się w obrębie małego łóżeczka stającego pośrodku słonecznego pokoiku. Pierwszy raz w życiu nie bała się niczego. Wszystkie jej obawy odeszły w czerwcowy ranek, gdy po raz pierwszy przytuliła swojego synka do piersi. Gdy mogła go dotknąć. Wdychając jego zapach czuła, że ma już wszystko. Gdy pierwszy raz zacisnął swoją małą piąstkę na jej palcu zdała sobie sprawę, że nie chce już niczego więcej. Tamtego dnia wreszcie odnalazła siebie. Łza wzruszenia spłynęła po jej policzku. Otarła ją i delikatnie dotknęła główki jej małego człowieczka. Całkowicie zależnego od niej. Chciała mu dać cały świat. Chciała, by był najszczęśliwszy na świecie. By nigdy nie odczuł jego braku. Jej cały świat mieścił się w sześćdziesięciu centymetrach maleńkiego ciałka.
-Powinnaś odpocząć. -szept mężczyzny ściągnął dziewczynę na ziemię. - Zostanę z nim, a ty się troszkę prześpij.
-Wojtuś? Dziękuję ci za wszystko. - odwróciła się ku chłopakowi. - Ja wiem, ja wszystko wiem, ale nigdy nie zdołam ci się odwdzięczyć.
-Powinnaś do niego zadzwonić. -chłopak zbliżył się do niej jeszcze bardziej. Chwycił jej dłoń i spojrzał na śpiącego malucha. - Oczywiście, że chciałbym, żeby nosił moje nazwisko, żeby naprawdę był moim synem. Kocham go, jakby był mój. Ale on ma ojca. Jest do niego strasznie podobny. Ma jego oczy, jego uśmiech. Zawsze będzie ci go przypominał.
-Wojtuś. Zrozumiem, jeśli będziesz chciał odejść. Jeśli kiedykolwiek zmienisz zdanie. Nie będę mogła cię za to winić. Masz prawo założyć kiedyś swoją rodzinę. Mieć swoje dzieci. Ja nie mogę ci tego zag...
-To wy jesteście moją rodziną. Ja chcę tylko, żebyś się zastanowiła, czy Artur nie zasługuje, by zobaczyć Juliana choć na moment. Niech zabierze ze sobą Julkę.
-Dlaczego ty to robisz? - głos dziewczyny zaczął delikatnie drgać.
-Bo cię kocham. - patrząc na niemowlę, zawahał się chwilę – Bo was kocham.

30.06.2016r. Spała
Rozegrał najlepszy sezon w życiu. Liczył, że w tym  roku trener postawi na niego. Spojrzał jeszcze raz na wyświetlacz telefonu, gdzie nie przerwanie od kilku tygodni gościł jego syn. Jego syn, który nosił nazwisko Włodarczyka. Syn, który nigdy go nie pozna. Syna, z ust którego nigdy nie usłyszy tato. Dokonał wyboru i nie żałował go. Tosia była tylko przygodą i wiedział, że ona myślała podobnie. Wiedział, że miłością nazwać tego nie można było. Na korytarzu usłyszał poruszenie, co nie zwiastowało niczego dobrego.
-Artur, Tosiek przyjechał – do jego pokoju wpadł uśmiechnięty od ucha do ucha Kłos – Chodź zobaczyć Julka. Cały Wojtek! – a jednak go zakuło.
-Zaraz przyjdę. –popatrzył na swoje odbicie w lustrze i uśmiechnął się.
Wszyscy zebrali się u kapitana, który już okrzyknął Juliana swoim zięciem. Na nic zdały się tłumaczenie, że Pola jest starsza. Stanął koło drzwi, jednak Wojtek przywołał go ręką.

-Zebrani! – szczęście emanowało na twarzy młodego ojca – Chciałem wam przedstawić Juliana Artura Włodarczyka. Wasze największe szczęście i zaprosić was na ślub. Zapisy przyjmujemy od jutra – zaśmiał się. Artur spojrzał na Tosię, widział więcej, niż im wszystkim się wydawało. Nie była szczęśliwa. Tak nie wygląda zakochana kobieta, która została matką i za chwilę miała zostać żoną. Nie tak. Coś w tym wszystkim mu nie grało. Wiedział, że kiedyś byli razem, ale rozstali się. Był gówniarzem w kadrze, więc nikt nic nie mówił. Czuł, że za tym wszystkim, kryje się coś więcej i on Artur Szalpuk pozna całą prawdę. 


Dzień chylił się ku końcowi. Siedziała oparta o ławkę. Obok niej w wózku spał jej syn. Kiedyś wyśmiałaby samą siebie. Nie chciała mieć dzieci, a teraz nie wyobrażała sobie życia bez tego małego człowieczka. Przymknęła oczy i wsłuchiwała się w ciszę spalskiego lasu. Chłopcy byli w środku przygotowań do Igrzysk. Za chwilę wyjadą, by gonić swoje marzenia. Zazdrościła im tego. Możliwości bycia na szczycie. Była z nich dumna. Z nich wszystkich  i z każdego z osobna. 
-Jest śliczny. - obok niej usiadł uśmiechnięty Szalpuk. - Kiedyś będzie z niego niezły łamacz serc. 
-Tak, jak jego tata. - zaśmiała się. - Co to za dawanie kosza, co? Ja wiem, ambicje, plany, brak czasu, ale Artur
-Czekam na tą jedną, jedyną. - popatrzył na chłopca w wózku. -Z tobą mógłbym na nią poczekać. 
-Ok, ok.- podniosła ręce w geście poddania. -Już nic nie mówię - uśmiechnęła się. 
-Tosia, mogę zadać ci jedno pytanie? - przeniósł swój wzrok na kobietę. - Dlaczego ty z nim jesteś? Tylko tak serio. Nie chce usłyszeć tej bajeczki, którą wciskacie wszystkim. Jakby nie patrzeć ja w szczególności zasługuje na prawdę. 
-Nie. Kto jak kto, ale ty nie. -spojrzała mu prosto w oczy. - Obiecałam komuś, że nigdy już go nie skrzywdzę. 
-Ale krzywdzisz nie tylko jego, ale i samą siebie, a potem cierpieć będzie też Julek. 
-Żeby uzmysłowił sobie, że kocha kobietę, która kocha jego, Artur. A potem wyjadę, wyjedziemy, tak jak mieliśmy to zaplanowane.
******
Witajcie! ;)
Jak obstawiacie, dojdzie do ślubu? Czyjego? I kto tu tak naprawdę jest zły?
Do następnego!