czwartek, 24 marca 2016

14. Nawet po najczarniejszej nocy, przychodzi dzień. Trzeba tylko uwierzyć w cuda...

05.03.2021r. Poznań
Na ten dzień czekała całe swoje życie. Odkąd tylko zaczęła pisać, chciała móc kiedyś wydać swoje zapiski. Historie życia zwyczajnych ludzi. Prawdziwe. Tylko te były godne uwagi. Teraz wszystko zaczęło układać się tak, jak powinno. Znalazła swoje miejsce na ziemi. Znalazła człowieka, z który szła przez życie. Takiego, jak ona. Indywidualistę, chodzącego swoimi ścieżkami. Nie potrzebowali ślubu, zapewnień o dniu jutrzejszym. W każdej chwili, któreś z nich mogło wstać i wyjść. Taka była umowa. Byli razem, ale szanowali swoje potrzeby. Ona nie wierzyła w miłość, już kiedyś ją spotkała i pozwoliła jej odejść. On nie bawił się w stałe związki. Kiedyś w jednym był i się sparzył. Więc byli. Tak po prostu byli i byli szczęśliwi. Dopiero przy nim odnalazła wszystko to, czego szukała całe swoje życie. Prawdziwą bliskość i ukojenie. A do tego był ojcem jej Julka. Małego cudownego człowieczka, któremu chciała przychylić świat. Dochodząc do Ratusza usłyszała telefon. Spojrzała w górę i zobaczyła bodące się koziołki.
-Czytałaś dzisiejsze gazety? - Wojciech był wyraźnie zdenerwowany. -Czytałaś?
-Nie - odparła spokojnie obserwując symbol Poznania. - A powinnam?
-Kamil miał wypadek. Wypadł z drogi. Jego stan - zatrzymał jej się świat. Nie słyszała, co mówił dalej. Skupiła się tylko na tych dwóch dochodzących do siebie koziołkach. Miała może z siedem lat, gdy stała w tym samym miejscu razem z babcią. Ta, opowiadała jej, że te dwa koziołki są jak ludzie. Którzy spotykają się w swoim życiu tylko na chwilę, by dalej pójść swoją drogę. Tak, jak te koziołki. Jeśli ja spotkam mojego koziołka, chwycę go mocno za rękę i nigdy nie puszczę, babciu. Puściła. -Słyszysz mnie? Halo!
-Gdzie? - zapytała cicho.
-Między Wrocławiem a Katowicami. Przewieźli go do Wrocławia. 
-Będę - oddychała głęboko. Nie mogła złapać powietrza. Ludzie mijali ją, a ona wciąż wpatrzona w ratuszową wieżę, nie mogła się ruszyć. 

06.03.2021Wrocław

Pamiętała ich pierwsze spotkanie. Ich pierwszy dzień. Ile, by oddała, by wrócić i móc pewne sprawy poukładać inaczej. By nigdy nie musiała się zastanawiać, jak bardzo ich skrzywdziła. Ich obu i każdego z osobna. Teraz to już nie miało znaczenia. Każdy z nich miał swoje życie. Dawne uczucie już nie miały znaczenia. Została tylko ona. Ona wciąż szukała. Wciąż jeszcze walczyła. Rozejrzała się po korytarzu. Zobaczyła zapłakaną Martynę i strach malujący się na twarzy Wojciecha. Nie miała odwagi, by podejść bliżej. Usiadła w drugim końcu korytarza i czekała. Sama nie wiedziała, na co. Nie miała prawa tu być. Już nie. Nie była już częścią tej rodziny. Poczuła nieprzyjemne ukłucie w okolicy serca. Ten człowiek wciąż był jej bardzo bliski. Wciąż był tym wyrośniętym szczeniakiem, który denerwował ją na każdym kroku. Tylko ona wiedziała, ile oddałaby w tej chwili, by podszedł do niej i powiedział, że jej nienawidzi. Nigdy tego nie zrobił. A to jego zraniła w swoim życiu najbardziej...
-Lekarze mówią, że ta noc będzie decydująca. – dziewczyna nie zauważyła, kiedy ojciec Kamila usiadł koło niej. – każą mieć nadzieję. Modlić się. Tylko jak. Jak Tosiu?
-Nie wiem. –Antonina spojrzała na przerażoną twarz człowieka, który w tej chwili tracił ukochanego syna. – Nie wiem. Gdybym tylko wiedziała...
Cisza panująca w pomieszczeniu, była powoli nie do zniesienia.  Bała się. Pierwszy raz w życiu bała się tak bardzo. Bała się, że tym razem straci go na zawsze. Gdyby tylko mogła cofnąć czas. Ale nie mogła. On miał już swoje życie i ona lada moment miała zacząć nowy etap w swoim. Ich już nie było i nigdy nie będzie. Wspomnienie spędzonych razem chwil już zawsze będzie jej towarzyszyć. Jego miętowo cytrynowy zapach zostanie w jej pamięci do ostatniego momentu. Dotyk jego ciepłych dłoni koić ją będzie w każdej ciężkiej sytuacji. Oddała wszystko, co miała, by się obudził. Ta noc dla jednych będzie szczęśliwa, lecz dla tych, którzy walczą, będzie najtrudniejsza w życiu. Jej Kamil. Ten, który zawsze miał być tylko tym drugim. Ten, który zawsze miał być tylko przyjacielem Wojtka. Stał się dla niej jak brat. To jemu mogła powiedzieć o wszystkim. Mogła zwierzyć mu się z każdego sekretu. Nigdy jej nie zdradził. Zawsze stał po jej stronie. Był najważniejszym człowiekiem w jej pieprzonym życiu. Gdyby coś mu się stało, nie darowałaby sobie. Nie miała na to wpływu, a jednak bolało ją serce. W głowie buzowały jej wszelakie emocje, które znała. Od złości poprzez radość, skończywszy na żalu. Złości, że spotkało to akurat jego. Radości, że miała okazję go spotkać. Żalu, że tak to się wszystko skończyło. Czasem pytała siebie, dlaczego w tamtym momencie po prostu wyszła. Dlaczego on nie pojechał za nią? Dlaczego to się skończyło? Przecież się kochali. Ona kochała jego. On kochał ją. A jednak musieli się rozstać. Czasem, gdy kocha się za bardzo trzeba się rozstać. Trzeba żyć osobno, by stale być razem. Z sali operacyjnej wyszedł lekarz, a jej skończył się świat.
-Robiliśmy, wszystko co w naszej mocy. – powiedział cicho, a przecież przekazuje takie informacje codziennie. – Obrażenia były zbyt rozległe. Zatrzymał się... – reszty nie słyszała, wyszła tak, jak te dziesięć lat temu. By tym razem nigdy już nie wrócić. 

*******
Witam wszystkich!
 No więc tak, korzystając, że zbliżają się święta liczę na wasze zrozumienie. Co złego to nie ja. Wszystko, co miało się stać, już się stało, a na resztę nie mamy wpływu.
W między czasie zapraszam na Przemka i Nikolaya, gdzie można znaleźć nowe rozdziały.

A teraz moje drogie, z okazji zbliżających się świąt, chciałabym Wam życzyć wszystkiego, co najlepsze. Smacznego jajka i mokrego dyngusa. A przede wszystkim, żebyście troszkę odpoczęły.

Kochani i dbajcie o siebie. Badajcie się przy każdej możliwej okazji. Zdrowie jest najważniejsze.  Czasem po prostu jest już za późno. Kolejny raz los mi to uświadomił.
Stjup ten dla Ciebie. Obyś tak, gdzie teraz jesteś, był szczęśliwy. Niech muzyka już zawsze gra w twoim serduchu. Najwidoczniej gdzieś tam masz ważniejsze rzeczy do ogarnięcia. A ze mną zostaną te minięcia na pokręconych stadionowych korytarzach. Do miłego!   


sobota, 19 marca 2016

13. Mamo, chciałbym mieć wojtkową siostrzyczkę.

20.10.2020r. Moskwa
Przemierza kolejne ulice znienawidzonego miasta. Obiecała sobie, że ten sezon będzie ostatnim w tym mroźnym kraju. Patrząc jednak na zadowolonego Artura i szczęśliwego Juliana nie miała serca ich rozdzielać. Szalpuk był wspaniałym ojcem. Odnalazł się w tej roli zadziwiająco szybko. To on wstawał w nocy, gdy Julek ząbkował. Opowiadał bajki, gdy nie chciał zasnąć. Przemierzał kilometry sklepów, by znaleźć akurat ten model zabawki, którą chciał ich syn. Był. Po prostu był. Nigdy nie naciskał. Nigdy niczego nie oczekiwał. Był. Tak było im wygodniej. Obojgu. Życie nauczyło ich, że niczego nie da się zaplanować, więc nie planowali. Brali to, co akurat dawało im życie. Wchodząc do małej przytulnej kawiarenki odszukała wzrokiem Magdy. Siedziała w kącie i poprawiała siedzącą już Zuzię w krzesełku. 
-Cześć. - uśmiechnęła się do przyjaciółki. - Jaka ona już duża. Jakie wy już jesteście duże - zaśmiała się. 
-No tak. -pogłaskała się po wielkim brzuchu. -To już nie długo. Wojtek nie może przestać za mną latać. Ściągnął nawet Dorotę, bylebym tylko się nie przemęczała. 
-Jeśli chcesz wezmę Zuzię. - Antosia podziękowała za otrzymaną kawę. - To żaden problem. Artur ją uwielbia. 
-Nie, naprawdę. Przecież ja nie umieram. Ja tylko mam zamiar urodzić bliźniaki - zaśmiały się. 
-Mam ci przypomnieć, jak latał z Julkiem? - Magda pokręciła tylko głową. - No właśnie. Więc się ciesz, że ściągnął teściową, a nie wziął roczny urlop wychowawczy. 
-Kamil ma drugą córkę - powiedziała niepewnie. 
-Ciesze się, że im się układa. - Antosia uśmiechnęła się promiennie. - Że Wojtek pogodził się z Kamilem. Że Kamil ma Martynę i dziewczynki. Że wam się układa. Tylko po co nam to wszystko było?
-Żebyśmy doceniali to, co los może nam dać, Tosia. -Magda dotknęła dłoni przyjaciółki. - Wam też się w końcu ułoży. 
-Mam dość tej Rosji. 

29.02.2021 Moskwa
W środku nocy obudził ją dzwonek do drzwi. Nim się obejrzała Artur brał od Wojtka śpiącą Zuzię, a ona ubrana czekała na Wojciecha w jego samochodzie. Próbowała uspokoić przyjaciela, ten jednak nie mogąc pozbyć się złych przeczuć odjechał w stronę miejscowego szpitala. Mijała czwarta godzina odkąd zabrano Magdę na salę porodową. Pamiętała, ile ona rodziła Julka. Wojtek chodził coraz bladszy od jednego końca korytarza do drugiego. 
-Usiądź. -Antosia chwyciła mężczyznę za rękę. - Tak jej nie pomożesz. 
-Nie mogę. Nawet przy Zuzi mną tak nie trzepało. 
-Wszystko będzie dobrze. Ej Włodarczyk, jednego syna już masz, ta dwójka niczego przecież nie zmienia, no nie? - zaśmiała się, chłopak kiwnął głową. 
Dochodziło południe, gdy z pomieszczenia wyszedł lekarz. Z Wojciecha odpłynęła cała krew. 
-Gratuluje ma pan zdrowych synów. - poklepał mężczyznę po ramieniu. - Za chwilę przewieziemy żonę i dzieci do sali, i będzie mógł pan ich zobaczyć. - uśmiechnął się, a Tosia mocno wtuliła się w silne ramiona mężczyzny. 
-Mówiłam, chłopaku. Mówiłam. Gratuluje, tatuśku. 

Wieczorem wracała do domu. Uśmiech nie schodził jej z twarzy. Wchodząc do mieszkania, usłyszała śmiech dzieci. Zastała ich jedzących kolację w kuchni. Artur smażył naleśniki, a cała trójka cała była w mące. 
-Mamo, chciałbym mieć wojtkową siostrzyczkę. -Julek spojrzał na nią arturowymi oczami. - Adoptujmy Zuźkę. 
-Jako głowa tej rodziny nie mam nic przeciwko - Artur objął dziewczynę w pasie. - Zróbmy sobie dziecko. 
-Może już sobie zrobiliśmy - powiedziała cicho wprost do jego ucha. 

*******
A więc tak. Nie jestem dumna z tego powyżej, jednak jest ktoś, kto prosi i prosi, więc jest. Nikt Kochanie nie motywuje mnie tak, jak ty, ale wiesz, zrobisz krzywdę Blondasowi, policzymy się inaczej ;)
Ten przeskok czasowy, niewiele zmienia, jak widzicie. Ten rozdział całkowicie jest przejściowy, ale nie mam czasu cokolwiek w nim dopracować.
Jeśli ktoś ma na zbyciu chociaż po godzince ze swojej doby, przyjmę.
A teraz wybaczcie, prawo oświatowe wzywa.
Ściskam ;)

czwartek, 10 marca 2016

12. Jesteś moją żoną, pamiętasz?!

17.10.2016r,Poznań
Kawiarnia w centrum miasta o tej porze dnia zazwyczaj pękała w szwach. Parzyli tu najlepszą kawę nie tylko w całym mieście, ale również w całej Wielkopolsce. Powoli odnajdowała się w nowej rzeczywistości, choć wiedziała, że pewnych rzeczy już nie cofnie. Na niektóre było po prostu za późno. Za taki stan rzeczy mogła winić tylko siebie. Nikogo więcej. Przez ostatni rok zmieniło się w jej życiu wszystko. Kiedyś nie pomyślałaby, że mogłaby choć wspomnieć o posiadaniu własnych dzieci, a dziś ten mały człowieczek wpatrujący się w jej towarzysza, był wszystkim, co posiadała w życiu. Najlepsza rzecz, jaką kiedykolwiek otrzymała od losu. 
-Nie mogę uwierzyć, że siedzimy tutaj i po prostu pijemy kawę. 
-Po prostu zmusiło nas do tego życie, nie doszukujmy się w tym czegoś więcej. - Antosia spojrzała łagodnie na Kamila i uśmiechnęła się pod nosem. - Czasem zastanawiam się, co by było, gdybym w tamtym dniu postąpiła inaczej. Nawet nie wiem, kiedy podjęłam decyzję. 
-Byliśmy dziećmi Tośka. - przeniósł wzrok z chłopca na jego matkę. - Artur się odzywał? 
-Dzwoni co parę dni. Jest jego ojcem. Nie mogę mu tego zabronić. - poprawiła kocyk - Kiedy macie termin z Martyną? 
-Na Boże Narodzenie. - upił łyk chłodnego już napoju. - Nie była zadowolona, że musimy przełożyć termin. 
-Nie dziwię się. W końcu ślub w październiku jest łatwiejszy do zaplanowania niż w grudniu. - uśmiechnęła się. 
-Nie wiem, jak mogłem tego nie dopilnować. - pokręcił głową. - Może tak chciał los? 
-Tak. - spojrzała na niego. - Przynajmniej będziecie mieli co opowiadać wnukom. 
-A ty? Kiedy wyjeżdżasz? 
-Na początku listopada. -dotknęła niepewnie jego dłoni. - Przepraszam za wszystko. Gdybym mogła kiedyś jeszcze coś dla ciebie zrobić, dzwoń. Już nie zniknę. Obiecuje. 
-Antośka. Zapomnijmy. - przybliżył się do niej. - Zapomnijmy o wszystkim złym. Zacznijmy od nowa. Brakuje mi mojej zwariowanej przyjaciółki, która potrafiła przejechać połowę Polski, by nawrzeszczeć na mnie. Brakuje mi naszych rozmów w środku nocy. Brakuje mi spacerów nad ranem i bananowych naleśników w południe. Brakuje mi środowych wypadów do klubu i brakuje mi twojego uśmiechu. 
-Ja już zapomniałam. -uśmiechnęła się. - Popełniłam w życiu parę błędów, których będę żałowała do końca życia. Ale mi też ciebie brakuje. Brakuje mi nas. Naszej paczki. Teraz Wojtek ma Magdę, ty masz Martynę, a ja Julka. Jest nas więcej. 
-Kocham cię. 
-To był zaszczyt być twoją żoną Kamilu. -zaśmiała się cicho i pocałowała chłopaka w policzek. - Dziękuje. 

31.10.2016r. Ankara
Rozpoczynała nowy rozdział w swoim życiu. Nie wiedziała, czy lepszy, ale nowy. Pewnych błędów już nie popełni, pewnych rzeczy nie poprawi. Wciąż uczyła się czegoś nowego. Jednak jedno pozostało nie zmienne. Przemierzała ten świat samotnie. Miała przyjaciół, rodzinę, dziecko, jednak wciąż pewna część jej duszy pozostawała samotna. Jednak pierwszy raz w życiu poczuła się wolna. Poczuła się sobą. Podobne uczucie towarzyszyło jej, gdy na świat przychodził Julian. Teraz oboje znajdowali się w obcym kraju, mając zacząć wszystko od początku. Jakby los dawał jej kolejną szansę. 
-Przepraszam, trening się przeciągnął. Nie mogłem szybciej. - obok niej pojawił się zdyszany Artur. - Jak dobrze was widzieć. Jak dobrze znów was mieć obok. 
-Przecież wiedziałeś, że będziemy. - uśmiechnęła się do niego. - Julek nie mógł się doczekać, aż cię zobaczy. Załatwiłam wszystko. Od piątku nosi twoje nazwisko.
-Wojtek?
-Nie rozmawia ze mną, ale Madzia mówi, że już mu przechodzi. Zrozumie. Zrozumie, że nigdy nie mogłam inaczej. Teraz zostaje jeszcze jedna sprawa. - spojrzała na chłopaka poważnie.
-Tym zajmę się ja. Kamil Kwasowski to moja działka.

********
Günaydin!
Chciałyście Kamila, macie Kamila :)
To by było tyle ode mnie. A teraz wybaczcie, idę się pakować.
Tak na wypadek, gdybyście w dalszym ciągu chciały mnie mordować.
Buziaki, w ten piękny dzień.

Ps. Krytyka mile widziana. :)

Ps2. W wolnej chwili chciałabym was zaprosić na coś zupełnie nowego i innego. Być może wam nie przypadnie do gustu, ale dojrzewało to we mnie tyle czasu, że w końcu musiało wybuchnąć. W roli prawie głównej nasz niezastąpiony kapitan. Zapraszam. Zapomnieni :)

Ps3. Spóźnione, ale szczere najlepsze życzenia z okazji Dnia Kobiet w Międzynarodowy Dzień Mężczyzn :) A w prezencie ten uroczy Pan :) <3

piątek, 4 marca 2016

11. Kto żył długo i szczęśliwie? No powiedź mi kto? To miał być najszczęśliwszy dzień w moim życiu, Kamil.

10.09.2016r. Gdańsk
Od samego rana w całym domu słychać było śmiech dzieci. Nawet  Julek uśmiechał się, jakby wiedział, że dziś musi być szczególnie grzeczny. Chodził nerwowo, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Wychodziła za mąż. Jego mała Magduś, wychodziła za mąż. Cieszył się. Skakał, jak głupi, gdy tylko mu powiedziała. Widział płaczącą w kącie Antośkę i pociągającą nosem swoją matkę. To miał być jeden z najpiękniejszych dni w życiu ich paczki. Nie było tylko Kamila i miał wątpliwości, czy jeszcze się zjawi. On, Wojciech Julian Włodarczyk był na niego zły. Niczym mu nie zawiniła, by opuszczać ją w tak ważnym dla nich wszystkich dniu. W dniu, gdy wreszcie jedno z nich odnajdowało szczęście. 
-O czym myślisz? - Antosia objęła mężczyznę z pasie i złożyła delikatny pocałunek na jego karku.
-O tym wszystkim, co już się zdarzyło. - obrócił się w jej stronę. Mam ciebie, Julka, a moja najlepsza przyjaciółka wychodzi dzisiaj za mąż, za dobrego człowieka. Tylko Kamil, jak zwykle chadza swoimi ścieżkami. Nie będzie go dzisiaj, prawda? - ta tylko pokręciła przecząco głową. 
-Dzwonił wczoraj do Madzi, coś mu wypadło. - powiedziała cicho. -Musicie w końcu pogadać. Tak nie może być Wojtek. Byliście przyjaciółmi długo przede mną i mam nadzieję, że będziecie nimi, gdy mnie kiedyś zabraknie. - spojrzał na nią wyraźnie zdziwiony. - Nie patrz tak na mnie. Wiesz, o co mi chodzi. Gdyby kiedyś, coś mi się stało, chce mieć pewność, że najważniejsi ludzie w moim życiu się wspierają i potrafią ze sobą rozmawiać. 
-Masz rację, ale wiesz, jak jest. Nie umiem mu zaufać. -pocałował ją w czoło. - Próbowałem, ale wciąż mam przed oczami jego zapłakaną twarz, gdy mówił mi o twoim odejściu. Że cię kochał, a teraz cię nie ma. Kochał cię i pozwolił ci odejść. Tego tylko nie mogę zrozumieć. 
-Rozumiesz, Wojtuś. Rozumiesz to lepiej, niż ci się zdaje. W odpowiedniej chwili będziesz wiedzieć, co należy zrobić. I nie wolno ci wtedy oglądać się wstecz. Na mnie. Na Julka. Na Kamila. 
-Tosia...
-Pora się zbierać, chłopaku. - uśmiechnęła się i zamknęła delikatnie swoją dłoń w jego. -Kocham cię. Nigdy tego nie zapomnij. Nigdy. 


Siedziała w pierwszej ławce. Kiedy Magda poprosiła ją, by została jej druhną, nie wahała się ani minuty. Koło niej siedziała Oliwia, jej ukochana szwagierka. Popatrzyła przed siebie i ujrzała zdenerwowanego Miłosza, który nie mógł opanować drżenia rąk. Kochał ją. Kochał jej małą przyjaciółkę. Tego była pewna. Rozejrzała się po kościele. Cały tonął w herbacianym odcieniu róż. Ich zapach roznosił się po całej najbliższej okolicy. Spojrzała na Wojtka, który siedział kilka ławek za nią i trzymał na swoich rękach Juliana. Był coraz bardziej podobny do Artura. Ta blond czupryna i przenikliwe spojrzenie. To była dobra decyzja. Rozległ się dźwięk pieśni zapowiadający pojawienie się bohaterki tego wspaniałego dnia. Wyglądała przepięknie w tej białej koronkowej sukni. Wśród tylu wybrała tą. Skromną, ale sprawiającą, że wyglądała, jak najpiękniejsza królowa świata. Była niczym anioł emanujący swoim pięknem. Spojrzała na Wojciecha i widziała, jak spiął wszystkie mięśnie, Uśmiechnęła się delikatnie pod nosem. Jej szczęście siedziało niezauważalne w ostatniej ławce z towarzyszącą mu Martyną. Antosia poczuła się zazdrosna. Wiedziała, że jej nigdy już nie będzie ono dane, To uczucie, gdy wstępujesz w związek małżeński z ukochanym człowiekiem. Spojrzała w oczy Magdy i zobaczyła to, czego obawiała się najbardziej. Pokręciła delikatnie głową. Miała wszystko, czego potrzebowali. Mieli to, by dziś zwyciężyła miłość. 
-Spotkaliśmy się tu dzisiaj, by towarzyszyć w szczęściu Młodej Pary. Magdalena i Miłosz przeszli długą drogę, by znaleźć się tutaj. By razem z nami przysięgać sobie miłość po śmierć. - słowa kapłana przybliżały ich do celu. -Jeżeli ktoś zna powód, dla którego tych dwoje nie może nie może się pobrać, niech powie to teraz, bądź zamilknie na zawsze. -Zamknęła oczy. Jeśli nie odezwie się on. Zrobi to ona. Policzyła spokojnie do dziesięciu i spojrzała na Wojciecha. Miał zamknięte oczy, Poddał się. Tak, jak ona pięć lat temu. Pogodził się ze stratą jedynej kobiety, którą kochał. -W takim razie powstańmy. 
-Ja - nie słyszała własnego głosu, jednak czując na sobie wzrok zgromadzonych, zdała sobie sprawę, że powiedziała, to na głos. - Ja znam. - powtórzyła głośniej i pewniej. Podeszła do zdezorientowanego Wojciecha i zabrała mu Julka. -Miałam siedemnaście lat, gdy pewien chłopak powiedział mi, że się ze mną ożeni i będziemy mieli gromadkę dzieci. 
-Tosia, co ty robisz? - ojciec panny młodej wyszedł z ławki. - To nie czas na takie...
-Że zawsze to wiedział. Że to będę ja. Z pewnymi przerwami byliśmy ze sobą kilka lat. Ani razu nie wypowiedział przez sen mojego imienia. Nie przywoływał mnie, gdy śniły mu się koszmary. Nie umiałam pocieszyć go po porażce. Nie ze mną wymyślał imiona dla nieistniejących dzieci. Potem odeszłam. Nie było mnie. Rozrywałam na kawałki każdego, na kim mi zależało. A potem, jak gdyby nigdy nic przyjął mnie z powrotem do swojego życia. Wybaczył, bo kochał mnie, jak siostrę. Jak przyjaciółkę. Umiałam ukoić jego demony, ale nigdy nie byłam aniołem, który powinien iść z nim przez  życie. 
-Do czego ty zmierzasz - zapytał milczący Wojciech. 
-Chce tylko powiedzieć, że kto jak kto, ale wy nie zasługujecie na popełnianie moim błędów. 


Po obiedzie, jako druhna powinna zabrać głos. Miała ułożoną przemowę, ale brązowe tęczówki przyjmującego odebrały jej mowę. Stuknęła delikatnie kieliszek. 
-Moim drodzy. Madziu i Wojciechu. Przede wszystkim jeszcze raz życzę wam samych wspólnych dni. Tych dobrych, z których będziecie się śmiać i tych gorszych, które pozwolą wyciągnąć wnioski. Miłości. -spojrzała na Młodą Parę. - Kiedy poznałam Magdę, nie wpadłyśmy sobie w ramiona, nie obdarzyłyśmy się przyjaźnią od razu. Kiedy jednak zostałyśmy poddane próbie, wiedziałam, że zostaniemy już razem na zawsze. Zyskałam siostrę. Wojtek to oddzielna bajka. Pełna bólu i rozczarowań. Pełna niewiadomych. Ale też spójna i odpowiednia. Kiedyś pewna osoba powiedziała mi zdanie, które już zawsze pozostanie w mojej pamięci. Jeśli w czyichś oczach zobaczysz swoje nienarodzone dzieci, bo będziesz wiedziała, że to ten. Ten na całe życie. I ja w to wierzę. Patrząc na was, wiem, że wszystko jest możliwe. Wszyscy jesteśmy świadkami zwycięstwa wielkiej prawdziwej miłości. Cieszę się, że chociaż raz wyszło na moje. - usłyszała salwę śmiechu i sama również się zaśmiała. -Moi drodzy, wasza droga nie była łatwa, wiele ciężkich chwil jeszcze przed wami, ale wierzę, że pokonacie wszystkie przeszkody, razem. Patrząc na was, strasznie wam zazdroszczę. Zazdroszczę, wam tego, że macie już tą pewność. Pewność siebie, pewność lepszego, wspólnego jutra. Kochacie się i wiem, że wasza miłość to ta jedna z wielu na tym świecie, która pokona wszystko. I co najważniejsze przekona do niej takich niedowiarków, jak ja. Wasze zdrowie. Zdrowie Państwa Włodarczyk! - Dla niej było już za późno. O jedno życie za późno.


Kto żył długo i szczęśliwie? No powiedź mi kto? To miał być najszczęśliwszy dzień w moim życiu, Kamilu. I był. Dzięki Tobie i dla ciebie. Wiem, jak to jest dać się za kogoś publicznie rozstrzelać. Wiem, jak to jest zrezygnować z własnego szczęścia. Dlatego życzę ci, byś przy niej osiągnął to, czego nie mogłam dać ci ja. Ja też pamiętam tamten dzień. Był spełnieniem moich marzeń. Ubrana w białą sukienkę, trzymająca cię za rękę, idąca ku tobie. Moje serce było twoje. A potem zrobiłam wszystko, byś mnie znienawidził. 

*****
No więc ten tego, przedstawiam wam kolejny. Mniej lub bardziej ładny. Mniej lub bardziej spójny.
Powiem wam, że nie do końca tak miało być. Ale tego przecież nikt by się nie spodziewał. Także proszę nie bić.
Za wszelkie reakcje dziękuje. Wiem, że ktoś to czyta i świadomość, że mam dla kogo pisać, motywuje podwójnie.
Ściskam mocno. :)