środa, 27 stycznia 2016

3. Czemu pamięć dalej ma twój smak. Zapach wciąż ten sam

03.07.2008r. Bielsko Biała

Tego dnia słońce świeciło wyjątkowo mocno. Skwar lał się z nieba, a ona siedziała kolejną godzinę i obserwowała zmagania kolejnych par. Dla niej zawsze istniała tylko siatkówka halowa, żadna inna nie wchodziła w rachubę. Do teraz. W tej chwili miała ochotę co najmniej udusić osobnika, dzięki któremu znalazła się w tym miejscu. Rozejrzała się wokół siebie. Części osób już nie było, a jej najlepsza przyjaciółka w najlepsze podrywała kolejnych opalonych facetów. Skinieniem głowy dała jej znać, że idzie poszukać czegoś do picia. Przechodząc koło budki z zimnymi napojami siedemnastolatka zasłaniając się przed oślepiającym słońcem, wpadła na chłopaka opartego o stoisko.
- No nie wierze, mała Marchewa, przyjechała zobaczyć swojego przyszłego męża. – zaśmiał się młody chłopak.
-Mała Marchewa zastanawia się,  jak zatuszować morderstwo niedoszłego męża. – Antosia ostrzegawczo spojrzała na swojego towarzysza. – Ciebie Wojciechu trzeba chyba spodziewać się wszędzie.
-No przyznaj się, przyjechałaś specjalnie dla mnie. – Wojtek dźgnął dziewczynę w bok.
-Ta i dlatego teraz pozwolisz, ale pójdę poszukać swojej drugiej lepszej połówki. – uśmiechnęła się promiennie do chłopaka.
-Tocha, wieczorem jest impreza, wpadnijcie. – krzyknął jeszcze za nią.

Impreza rozkręcała się na dobre. Część towarzystwa była już nieźle wstawiona, pozostali doskonale bawili się na parkiecie. Antonina stała w towarzystwie nowo poznanych ludzi. Śmiała się. Można powiedzieć, że uśmiech nie schodził jej z twarzy. Gdy Bartosz kończył opowiadać kolejny żart, poczuła na swoich biodrach czyjeś ręce.
-Kochanie, tu mi się schowałaś. A ja szukam cię wszędzie. – chłopak przyciągnął ją jeszcze bliżej do siebie i złożył na jej karku czuły pocałunek. – Nie przedstawisz mnie?
-Oj przepraszam, mój miły. – uśmiechnęła się do chłopaka. – Poznajcie to mój niezrównoważony przyjaciel, woli chłopców, ale dla niepoznaki podrywa dziewczynki. – puściła oko zebranym. – Panowie, Wojciech jest wasz.
-Nie, nie. Teraz to ja jestem twój i pójdziesz ze mną tańczyć. – Wojtek chwycił dziewczynę i porwał ją na parkiet. – Dlaczego ty mnie tak nie lubisz? –zapytał wprost do jej ucha.
- Bo ciebie nie da się lubić. – poklepała chłopaka po ramieniu. – Pamiętasz, jak zgubiłeś się w lesie? – chłopak kiwnął twierdząco głową. – Naskarżyłeś na mnie. Że niby to moja wina. A to ja wróciłam z rozciętym kolanem, a jeszcze szlaban dostałam. I ciągle nazywałaś mnie Marchewą.  
-Kamil cię tak nazwał, a ja tylko podłapałem. – uśmiechnął się. – Pięknie wyglądasz, możesz mi nie wierzyć, ale mała Marchewa, stała się całkiem fajną dziewczyną.
-Fajny z ciebie kumpel, naprawdę, tak wkopywać przyjaciela.
-Tośka...
W tłumie odnaleźli resztę swojej paczki. Magda wciąż uwieszona na ramieniu Kamila z zapartym tchem słuchała historyjek z życia nieobecnej dwójki.
-I mówię ci, wtedy właśnie wiedziałem, że to musiało się tak skończyć. – zaśmiał się Kamil, a Magda prawie już płakała.
-O czym rozmawiacie? – zapytała Tośka, gdy podeszli bliżej.
-Jestem oburzona, że nigdy mi nie opowiadałaś, jak prawie pozbawiłaś męskości, jednego z nich. – odpowiedziała wciąż śmiejąc się Magda.
-Bo nie ma o czym mówić. Podlazł, to oberwał. – wzruszyła ramionami, uśmiechając się pod nosem. – Ale przynajmniej nigdy nie wątpili, że potrafię lepiej niż oni posługiwać się młotkiem. Prawda Wojtuś?
-I tak kiedyś będziesz moja, to tylko kwestia czasu. – odezwał się milczący do tej pory Wojciech.
-Oj, prędzej Magda zmieni Kamila, niż ja będę twoja.

10.08.2009r. Poznań
-Wiesz, że ja naprawdę nie wierzyłem, że wy będziecie kiedyś z Wojtkiem razem.
-Ja też. Prędzej pomyślałabym, że go zabiję, niż zgodzę się z nim wyjechać do Warszawy. – Tośka spojrzała na Kamila i uśmiechnęła się pod nosem. – A tym bardziej, że ty znajdziesz tą jedną jedyną.
-Proszę cię, Karolina to taki dodatek. – Kamil spojrzał dziewczynie prosto w oczy. – Jesteś szczęśliwa?
-Jak nigdy.
-To dobrze, ale jeśli kiedykolwiek go skrzywdzisz, osobiście zrobię ci krzywdę, Marchewa.
-Wiedziałam – wbiła mu palec w żebra – Wiedziałam, że to ty.
-Przecież to prawda. Mała ruda piegowata dziewczyna. Istna marchewka. – oboje zaśmiali się. – Ale ja mówię poważnie, Antośka.
-Wiem. I nie mam takiego zamiaru. Za bardzo go kocham.

27.11.2011r. Poznań
Takie dni powinni wykreślić z kalendarza, zanim jeszcze nastąpiły. Tego dnia, nie miała zamiaru wstawać z łóżka. Nigdy. Chciała w całości spędzić go w ramionach mężczyzny śpiącego w jej łóżku. Tylko w nich czuła się bezpieczna i naprawdę szczęśliwa. Nigdy wcześniej i wiedziała, że nigdy później nie będzie się już tak czuć. Kochana.
-Wszystkiego najlepszego. – Antosia poczuła jego dłonie na swoich biodrach. – Wracaj do łóżka, zrobię ci urodzinowy masaż.
-Tak, ale ja mam ochotę na coś innego. – odwróciła się do niego i przygryzła dolną wargę. – I tylko ty możesz mi to zrobić.
- O niczym innym nie marzę. – szepnął jej do ucha.
Tym razem wszystko było inne. Intensywniejsze. Pełniejsze. Tak, jakby czuł, że to ich ostatni raz. Nigdy więcej, nie będzie trzymał jej w ramionach. To było ich pożegnanie. Ich ostatnia chwila. Chwila, która nigdy nie powinna się wydarzyć, a jednak bez niej ich życie byłoby nie pełne. Może gdyby spotkali się w innym miejscu. W innym czasie. Może wtedy. A może i nie. Niewiele ludzi dostępuje prawdziwej miłości. Ona swoją spotkała. Tamten wieczór, nigdy nie powinien być ich, a nigdy nie powinna pozwolić sobie i jemu. Każdy kolejny ranił ich serca, tak mocno, dając jednocześnie jeszcze więcej. Kochała go. Kochała i wiedziała, że nigdy nie przestanie. Nigdy. Dlatego musiała zniknąć. By ocalić siebie, jego i ich przyjaźń. By ocalić Wojtka. By nigdy nikt nie dowiedział się, jak bardzo słaba była w tym momencie. W chwili, gdy po raz pierwszy powiedziała mu, że go kocha, a potem biorąc spakowane życie wyszła ze swojego mieszkania, by nigdy nie wrócić. 

******
Aby trochę rozjaśnić, trzeba było wrócić do początku. Mam nadzieję, że powoli coś zaczyna się układać. Szalpuk pojawi się za trochę na trochę, ale jak wróci, to namiesza. 
Teraz tylko została do posprzątania pustynia, a potem zacznę się uczyć. 
Buziaki ;)

poniedziałek, 25 stycznia 2016

2. Błąd, którego nie potrafię żałować...

19.12.2015r. Lubin
Płacimy za swoje decyzje, chłopaku. Te kilka słów wyryły się w jego pamięci. Od tygodnia nie był w stanie myśleć o niczym innym. Jego świat skurczył się do codziennego treningu i samotnych wieczorów przed telewizorem z piwem w ręku. On też płacił za swoje decyzje. Pozwolił jej wtedy odejść. Wtedy, gdy jeszcze była jego. A teraz jego Tosia będzie matką. Jego. Wciąż nie był w stanie myśleć inaczej. Dla niego zawsze pozostanie jego Tosią.
-Wojciech, na dzisiaj wystarczy. - gdzieś w oddali dotarł do niego głos trenera. - Co się dzieje? Pierwszy przychodzisz, ostatni wychodzisz. Tak nie można. Ambicja, ambicją, ale wykończysz się.
-Wszystko jest ok. Będę się zbierał. - od tygodnia, nie rozmawiał z nikim. Był cieniem samego siebie. Towarzyski, otwarty na innych chłopak, zamknął się w kokonie swoich wspomnień. Odmawiał chłopakom, gdy wychodzili na miasto. Chciał być sam. Tylko wtedy mógł racjonalnie myśleć.
Jego Tosia będzie matką. Bolało go to. Bolał go fakt, że inny facet ją miał. Inny mężczyzna miał być ojcem dziecka jego Tosi. Najpierw była Kamila, teraz tego faceta. Jego tak naprawdę nie była nigdy. Byli razem, tworzyli parę, ale jego nigdy nie była. Kochał ją. Kochał ją najbardziej na świecie. Zrobiłby dla niej wszystko. Mimo wszystko. Mimo tego, co zrobiła, był gotów pokochać jej dziecko, jak swoje. Była kobietą, z którą chciał mieć dzieci. Z którą chciał się zestarzeć. Z którą, chciał rozpieszczać ich wspólne wnuki. Chciał z nią być. Tylko z nią. A teraz już jej nie ma. I nigdy już nie będzie. Sam nie wiedział, kiedy zraniła go bardziej. Wtedy, gdy cztery lata temu zniknęła bez słowa, czy teraz gdy tracił ją na zawsze.
Wracał z treningu, gdy odebrał telefon. Od niej. Była roztrzęsiona. Nie płakała, ale wiedział, że i jej zawalił się świat.
-Wojciech – powiedziała cicho – zgadzam się.
Myślał, że tydzień temu stracił ją na zawsze, dziś jednak  odzyskał cały świat.

19.12.2015r. Radom.
Był środek nocy, gdy ubrana w jego bluzę wyszła na balkon. Nie mogła spać. Kolejną już noc. Bolał ją kręgosłup. Próbowała go rozmasować, ale nic nie pomagało. Byłaś jego pierwszą kobietą. Nie mogła wyrzucić tego z głowy. Może popełniła wtedy błąd. Nie chciała, by musiał wybierać. By tracił przyjaciela.  Przecież w końcu znalazł kobietę, którą pokochał. Ona też miała kogo kochać. Ten ktoś znajdował się pod jej sercem. Ktoś, kogo pokochała miłością bezinteresowną, pierwotną. I ten ktoś, też będzie ją tak kochał. Jej ogonek. Może to pokuta za dawne grzechy. Może kolejna próba, której teraz nie obleje. Już nie. Pogłaskała brzuch. Poradzi sobie. Sama. Musiała tak postąpić. Nie mogła pozwolić, by jej dziecko wychowywał obcy mężczyzna. Nawet jeśli kochałby je najbardziej na świecie. Wiedziała, że geny to nie wszystko, że ojcem jest ten, który wychowuje. Nie mogła się przemóc, by było inaczej. Za bardzo go kiedyś zraniła. Gdyby odeszła kolejny raz, nie wytrzymałby. Nie mogła mu tego zrobić.

Przechodząc po meczu koło szatni zauważyła wysoką blondynkę. Gdzieś już wcześniej ją widziała. Widząc wychodzących z pomieszczenia chłopaków przystanęła, by pocieszyć ich po przegranej. I to był jej błąd. Przedostatni jaki popełniła w swoim życiu. Do dziewczyny podszedł młody chłopak. Ten, przez którego nie umiała spać w nocy. Ten, który namieszał w jej życiu. Ten, który wciąż tkwił w jej głowie. Ten, którego nigdy nie zapomni. Ten, którego kochała. Ten, który nigdy nie stanie się ojcem jej dziecka. On. Największa miłość jej życia. Największa kara i największa pokuta.
-Wojciech – powiedziała cicho – zgadzam się. -  ostatni błąd, który płacić będzie całe życie.
Tydzień temu odzyskała jego, dziś straciła cały świat. Ostatni raz.


Pamiętasz, kiedy popełniłaś swój pierwszy? Ja pamiętam, kiedy popełniłem mój pierwszy błąd. Będąc małym chłopcem obiecałem najlepszemu przyjacielowi, że nigdy nie zakocham się w kobiecie, którą on pokocha. Pokochałem. Pokochałem całym sercem, a potem pozwoliłem jej odejść. Tę małą, rudą dziewczynę o wielkim sercu i upartym charakterze. Ciebie, Tosiu. To był mój największy błąd i nie potrafię go żałować...


*****
Hej, chciałabym podziękować Wam wszystkim. Jest mi niezmiernie miło, że wparliście i zostawiliście ciepłe słowo. Tak cieplutko zrobiło na serduchu.
Na razie tajemniczo, ale coś zaczyna się dziać. Coś już wiadomo, a reszta przyjdzie z czasem. 

                                               Miłego dnia i do następnego :)

poniedziałek, 18 stycznia 2016

1. A teraz walcz. O siebie. O niego...

10.11.2015r.

            Nie wiedziała, ile czasu siedziała już na zimnych łazienkowych płytkach. Nie mogła zebrać myśli. Jeszcze mocniej podkuliła kolana pod brodę, gdy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Otarła policzki, po których wciąż spływały łzy. Wszystko poszło nie tak. Po raz kolejny w życiu popełniła błąd. Kolejny, za który przyjdzie jej zapłacić. Ostatni raz spojrzała na małe pudełeczko znajdujące się w jej dłoni. Tak bardzo chciałaby, żeby to był tylko zły sen.
-Tośka, gdzie jesteś? – głos przyjaciółki przyniósł kolejny atak płaczu. Nie miała siły się podnieść. – Tośka, nie wygłupiaj się.
-Jestem. – młoda dziewczyna stanęła w drzwiach łazienki. – Przepraszam, wiem, że byłyśmy umówione, ale nie mogłam.
-Jezu, co się stało?
-Madzia, ja... – kolejne łzy spłynęły po jej policzkach. Czuła, jak dziewczyna bierze ją w ramionach i mocno przytula.
-Zrobię kawy i wszystko mi opowiesz, dobrze? – ta tylko kiwnęła głową. – Usiądź i poczekaj na mnie.

Minuty upływały zatrważającą szybko, a one wciąż siedziały w ciszy. Tak było lepiej. Znały się od lat
i Magdalena wiedziała, że gdy Tośka będzie gotowa powie jej wszystko. Pierwszy raz widziała dziewczynę
w takim stanie. Była roztrzęsiona i przerażona. Jak nie jej Tośka, która nigdy nie okazywała słabości.
Twardo stąpała po ziemi. Była silna, aż za silna. Nie dopuszczała do siebie zbyt wielu ludzi. Miała grupkę zaufanych osób, na których mogła zawsze polegać. A właściwie to oni zawsze mogli liczyć na nią. Taka już była. Dumna, perfekcyjna, trudna, oddana. Na pierwszy rzut oka zimna, zyskiwała dopiero przy bliższym poznaniu. Ją po prostu trzeba było poznać, żeby wiedzieć, jaka jest naprawdę.
-Dostałam się na staż. – odezwała się cicho. – Dowiedziałam się wczoraj. Od przyszłego semestru mogę przenieść się do Madrytu.
-To świetnie, gratuluje Słońce. – Magdalena rzuciła się dziewczynie na szyję. - A mówiłaś, że nie masz szans. Kiedy wyjazd?
-Jestem w ciąży. – Antonina rzuciła, jak gdyby odpowiadała na zadane przez dziewczynę pytanie. – Właśnie zrobiłam test. – kolejne łzy spłynęły po twarzy młodej dziewczyny. –Te dwie pieprzone kreski zrujnowały mi życie, Madzia.
-Ale, jak? – dziewczyna omal nie zakrztusiła się – Jesteś pewna? – Antonina tylko kiwnęła głową. - Przecież to cudownie. – szok szybko zmienił się w radość.
-Madzia, przecież wiesz, że ja nigdy nie chciałam mieć dzieci. Tym bardziej teraz.
-Wiem, ale popatrz na to inaczej. – Madzia uśmiechnęła się nieśmiało. – Może los daje ci kolejną szansę.
Kto, jak kto, ale ty sobie poradzisz. Zawsze sobie radzisz.

Był środek nocy, a ona wciąż nie mogła zasnąć. Ubierając po drodze Jego za dużą bluzę, którą wciąż pachniała Nim, wyszła na balkon. Zaciągnęła się chłodnym powietrzem i popatrzyła w niebo. Uwielbiała listopad. Dopiero teraz, czuła, że żyje. Wiosna powodowała u miej atak depresji, dopiero zaś późną jesienią odżywała. Zupełnie odwrotnie niż większość ludzi. Mimowolnie dotknęła jeszcze płaskiego brzucha i zamknęła oczy. Dotarło do niej, że od teraz już nigdy nie będzie sama. Zawsze będzie ktoś, kto będzie jej potrzebował i ktoś, kogo ona będzie mogła kochać.
-Musimy porozmawiać – powiedziała cicho, gdy w słuchawce po drugiej stronie usłyszała jego zaspany głos. Spojrzała na zegarek, dochodziła piąta rano. – Będę u ciebie po południu. Tam, gdzie zawsze.

Widziałem, jak na niego patrzyłaś. Na nikogo nigdy, tak nie patrzyłaś. Nawet na mnie. Może szczególnie na mnie. Dasz radę. Ja w Ciebie wierzę. Zawsze wierzyłem. On. To jeszcze dziecko, ale kiedyś zrozumie. Kiedyś będziecie szczęśliwi. We trójkę. A teraz walcz. O siebie. O niego. O małą Fasolkę pod swoim sercem.


Wyrzucie sumienia, ty jednak żyjesz...

niedziela, 17 stycznia 2016

A początkiem był ich koniec...






To popołudnie było ciepłe i słoneczne. Mimo początku grudnia nie czuło się zbliżającej się zimy. Siedziała w jednej z poznańskich kawiarni i rozkoszowała się gorącą czekoladą. Jej rude włosy splecione niedbale w warkocz rozwiewał wiatr. Podkuliła kolana pod brodę i otuliła się dużym swetrem. Ona. Kobieta płacąca za swoje grzechy.
-Przemyśl to jeszcze – odezwał się młody mężczyzna siedzący naprzeciwko niej. – Tak będzie lepiej.  
-Od kilku tygodni wszyscy wiedzą, co będzie dla mnie lepiej. – odparła popijając gorącą ciecz. 
-Kocham cię, zawsze cię kochałem. – mężczyzna dotknął delikatnie jej dłoń. – Tosiu...
-Przemyślałam Wojtuś. – kobieta uśmiechnęła się blado. – Bardzo ci dziękuje, ale to dziecko ma już ojca. Tak jest i niech tak zostanie. – pogłaskała się po wypukłym brzuchu. – Płacimy za swoje decyzje, chłopaku. – lubił, gdy tak do niego mówiła. Już dawno nie słyszał tego z jej ust.
-Antoś. Dziecko potrzebuje ojca. Będę je kochał jak swoje.
-Wiem Wojtuś, wiem. – kobieta ścisnęła mocniej dłoń mężczyzny. – Ale w ten sposób bym cię skrzywdziła. Jeszcze bardziej niż teraz. Zrozum, ja nie mogę dać ci tego, na co zasługujesz. Nigdy nie umiałam. I choć zastanawiam się nad powodem, nie umiem do niego dojść. My nie byliśmy sobie pisani.
-Więc dlaczego nie walczyłaś o swoje przeznaczenie? – zapytał chłodniej, niż zamierzał.
-Bo byłam dzieciakiem. –odparła pewnie. – Takim samym, jak On. – Przystawiła kubek do ust i upiła łyk, spojrzała przed siebie. Tylko to miejsce ją uspakajało. Tu było jej miejsce na świecie. – Kiedyś znajdziesz kobietę, którą pokochasz i która ciebie pokocha tak, jak na to zasługujesz. Wtedy zrozumiesz, dlaczego teraz nie mogę się zgodzić, choć uwierz mi, że część mnie cholernie by chciała.  
-Więc pozwól. – spojrzał jej głęboko w oczy. – Więc pozwól mi cię nauczyć. – w jego głosie słychać było desperacje. Tracił ją. Tracił ją kolejny raz w swoim życiu i był pewien, że ostatni. Kolejnego razu nie będzie.
-Przecież wiesz, że miłości nie można się nauczyć. Zresztą, ja cię kocham, Wojtuś. – przybliżyła się do niego. – Kocham cię jak najlepszego przyjaciela i brata, którego nigdy nie miałam.
-Zawsze tego zazdrościłem Kamilowi. Że cię miał. – spojrzała na niego wystraszona. – Że byłaś jego. Choć przez chwilę. – ich wzrok się skrzyżował. – Nie wiedziałem wtedy. Odeszłaś tak nagle. Tak niespodziewanie przestałaś być w moim.. – zawiesił głos- w naszym życiu. Nie mogłem dogadać się z Kamilem, pierwszy raz w życiu. Parę lat później, w jego życiu była już Martyna, wygadał się. Był kompletnie pijany. On nie wie, że ja wiem, albo tak dobrze udaje. Gdyby nie ja, wy...
-Nas i tak by nie było. – Antonina weszła mu w słowo. – Byliśmy dzieciakami, którym wydawało się, że to miłość. Ok., to była miłość, szaleństwo. Było nam dobrze w łóżku, ale na dłuższą metę i tak byśmy nie wytrzymali. Kochałam go, ale byłam tylko dzieckiem, które wchodziło w świat. Wiesz, - spojrzała przed siebie na zachodzące słońce. – taka zakazana miłość. To było coś. Niewątpliwie był miłością mojego życia. Ale sam doskonale wiesz, jak to jest z takimi miłościami. Nie mają prawa bycia. Są, byśmy mogli się spotkać, ale nie by ze sobą zostać.
-Wiem. – zmusił ją, by na niego spojrzała. – Ale dopiero teraz jestem tego świadom. Patrzyliście na siebie inaczej, drżeliście pod wpływem dotyku. Byłaś jego pierwszą kobietą.
-A on moim. – uśmiechnęła się. – I lepiej trafić nie mogłam, teraz to wiem. Przepraszam Wojtuś, za wszystko. Za siebie, za ciebie, za niego. Nie planowałam.
-Wiem.
-Będę się już zbierała. Odprowadzisz mnie? –zapytała cicho.
-Oczywiście. To będzie zaszczyt was odprowadzić. –uśmiechnął się. – Ale gdybyś kiedykolwiek zmieniła zdanie, daj znać. Będę czekał. 

Wyobraź sobie swoje życie bez niego. Wyobraź sobie, że nigdy nie było go w twoim życiu. wyobraź kogoś innego przy twoim boku. Wyobraź sobie, że ktoś inny pieści twoje ciało. Wyobraź sobie, że ktoś inny codziennie zasypia przy tobie. Wyobraź sobie, że ktoś inny jest ojcem twoich dzieci. Wyobraź sobie, że umierasz w nie jego ramionach. Masz? Co widzisz? Umiesz tak żyć? Sama widzisz. On. Tylko on. Nikt inny. Już ci mówiłem, miłość nie patrzy na wiek. Przestań więc się ciągle nim zasłaniać. Nie patrz na innych, oni nie przeżyją życia za ciebie. Kochaj. Bądź. Żyj. 


                                                                *******
Coś z niczego. Powstało pod wpływem chwili, dawno, dawno temu. Wszystko powyższe to fikcja, choć gdzieś w tym jest pewna cząstka mnie, która utracona, już nie powróci. Całkowity debiut, choć piszę, od kiedy tylko pamiętam.