sobota, 2 kwietnia 2016

15. To powraca do mnie bardziej niż bumerang. Nie mogę opanować drżenia rąk. Nigdy nie bałam się bardziej.

Grawitował między niebem a ziemią. Między piekłem i rajem. Bolała go każda cząstka ciała. Słyszał płacz matki i cichy szloch Martyny. Gdzieś przeleciał mu śmiech Wojtka. Nie było jej. Znów, choć obiecała być. Nie mógł się obudzić. Nie mógł podnieść ciężkich powiek. Sen był lekki. Przyjemny. Przed oczami przelatywało mu życie. Widział dwóch małych chłopców odbijających starą piłkę jego ojca. Był szczęśliwy. Tamtego dnia zyskał przyjaciela. Na śmierć i życie. Każde wakacje spędzali w ten sposób. Potem pojawiła się ona. Jego mała ruda dziewczynka. Tylko ona potrafiła go uspokoić. Tylko ona znała go naprawdę. Była jego. I wiedział o tym tylko on. I ona. On też był tylko jej...

-Kiedyś się z nią ożenię, Kamil – mały chłopiec wskazał na goniącą Janka dziewczynkę. - Będzie moją żoną. Będziemy mieli gromadkę dzieci.
-A ja dalej będę twoim przyjacielem? – swoimi czarnymi oczami wpatrywał się w niższego chłopaka.
-Tak. Ty zawsze będziesz moim najlepszym przyjacielem. - Wojtek przytulił chłopca. - Jesteś moim bratem. Tylko musisz mi przysiądź, że nigdy nie pokochasz Antosi tak, jak ja.
-Ona nie jest nawet w moim typie. Jest Marchewą i zawsze nią zostanie. Jest twoja. Przysięgam. - jego słowa przypieczętowali swoim tajnym znakiem.

Przemierzał kolejne korytarze swojej przeszłości. Tamten dzień w Bielsku, gdy zobaczył ją po latach. Z małej dziewczynki wyrosła piękna kobieta, która znała swoją wartość. Był tylko starym przyjacielem. Już wtedy ją kochał. Już wtedy był w stanie zrobić dla niej wszystko. Ale była Wojtka. Więc odpuścił.

Ku niemu zmierzała dziewczyna. Jej rozwiane rude włosy pozostawały w nieładzie. Śmiała się z opowieści Wojtka. Dopiero teraz ją rozpoznał. Jej perlisty śmiech rozpoznałby na końcu świata. Antosia.

Czuł jej zapach z tamtej nocy, gdy pierwszy raz zasypiała w jego ramionach, jako jego kobieta. Miał ją. Choć na moment. Jej perlisty śmiech odbijał się w jego pustej głowie. Jej słowa wyryły się w jego pamięci. Jej dotyk. Jej smak. Jej zapach. To wszystko, czego potrzebował od życie.

-Wojtek jak zwykle miał coś ważniejszego do załatwienia. - postawiła przed nim kawę. - Dziękuje, że zgodziłeś się ze mną pójść. -usiadła koło chłopaka.
-Antoś, jesteś dla mnie jak siostra. - uśmiechnął się do dziewczyny i założył jej niesforny kosmyk za ucho. - Czasem tak jest, a wiesz, że ja dla ciebie zrobiłbym wszystko.
-Dla niego nie jestem już ważna, Kamil. - upiła łyk wina. - Zdobył mnie, więc nic więcej nie trzeba. - spojrzała na panoramę Krakowa. - Nigdy nie zapytał mnie, co ja chce. Czego, ja oczekuje od życia. Przecież on już to zaplanował. Trójka dzieci, dom w Andrychowie, kariera trenerska w Bełchatowie, mój gabinet w mieszkaniu w Łodzi. Imiona dzieci i jeszcze troszkę, i znajdzie im drugie połówki. A ja bym chciała tylko czuć się kochana.
-On taki jest, ale to nie znaczy, że cię nie kocha. - Kamil objął dziewczynę ramieniem.
-Chciałabym czuć się przy nim tak, jak przy tobie. - spojrzała chłopakowi prosto w oczy. - Wiem, że to złe. Wiem, że nie powinnam. Jesteś jego przyjacielem. - wstała. - Jesteś moim bratem! Co ja robię. - weszła do hotelu i zaczęła zbierać swoje rzeczy.
-Tosia poczekaj. - Kamil stanął jej na drodze chwytając jej dłonie w swoje. - Chcesz mi powiedzieć, że ty też? Że nie tylko ja?
-To jest złe! Nie mamy prawa tego czuć. - pocałował ją. Pocałował, bo musiał to zrobić, nawet za cenę swojej przyjaźni z Wojtkiem, za cenę swojego życia.

Dłużej zatrzymał się przed poznańskim Ratuszem. Patrzył, jak idzie w jego stronę. Była jak żywa, jakby tamten dzień stał się jego nowym celem. Szła ku niemu, by z nim zostać.

-Ożeń się ze mną – wyszeptała wtulona w jego ramię. - Teraz, zaraz, natychmiast.
-Antoś, co ty mówisz? - pogładził dziewczynę po nagich plecach. - Jak to sobie wyobrażasz?
-Weźmiemy ślub i wyjedziemy stąd daleko. Gdzie nikt nigdy nas nie znajdzie.
-Dobrze. Zostań moją żoną w swoje urodziny, a potem będziemy już tylko my.

Tamten ranek był jego ostatnim. Obudził się w pustej pościeli. Nie było jej. Zostawiła tylko kartkę, której słowa znało jego serce. Dla tych słów, wciąż żył.

Kamilu!
Przepraszam. Nie mogłam inaczej.
Nigdy nikogo nie kochałam bardziej niż ciebie. Tylko ty byłeś mi przeznaczony.
Musiałam. Musiałam wyjechać. 

Wiem, że kiedyś wrócę. Wrócę, by znów zasnąć w twoich ramionach.

Musiałam, by cię chronić.
Gdyby coś ci się stało, nie umiałabym dalej żyć.
Dorota dowiedziała się wszystkiego. Kazała mi wybierać. Więc wybrałam.
Czekaj na mnie. Czekaj ukochany.

Czekał. Wciąż na nią czekał. Ale jego czas dobiegał końca.


***************


Padało. Tak, jak wczoraj i przedwczoraj. Padało. A ona ubrana w czarną sukienkę, stała przy oknie. Nie płakała. Skończyły się już jej łzy. Nie mogła płakać od tygodnia. Dzisiaj miało skończyć się wszystko. Wszystko, w co wierzyła te wszystkie lata. Jej świat zatrzymał się tamtego dnia. Ostatni raz popatrzyła na jego bladą twarz. Wyglądał, jakby spał. Kilka zadrapań na jego twarzy tak spokojnej, jakby śniły mu się tylko dobre sny. Wierzyła, że tam, gdzie jest, jest szczęśliwy. Że w końcu odnalazł spokój.  Nie mogła ruszyć się z miejsca. Jej ciało odmawiało posłuszeństwa. Jej mózg nie rejestrował nawet najmniejszego impulsu. Zgasło. Wszystko. Ona. Ona stała i patrzyła. Stała i słuchała. Jak tamtego dnia. Dnia, gdy słońce zaświeciło ostatni raz. Gdy umiera najbliższy ci człowiek, umiera wraz z nim część ciebie. Umierasz z nim, wiedząc, że twój proces umierania będzie trwał do ostatniego twojego oddechu. Obok niego stała Martyna, jego córki i on. Jego najlepszy przyjaciel. Czuła, jak rozrywa się jej serce. W najgorszych snach nie przypuszczała, że kiedyś będzie stała tutaj. W zimnym kościele umierała po raz kolejny. Traciła go ostatni raz. 

Dramat zaczął się dopiero później. Gdy idąc pod ramię z Arturem zmierzała na cmentarz. Pusto i ciemno zrobiło się wokół niej. Nie była sobą. Miała wrażenie, że to wszystko dzieje się obok niej. Tak, jakby nie dotyczyło jej. Jakby tylko ktoś zmusił ją, by w tym uczestniczyła. Oddychała głęboko. Ciemne okulary na jej nosie przykrywały opuchnięte oczy. Osuwała się w nicość. Przestrzeń przed nią pogłębiała się z każdym kolejnym krokiem. Im bliżej celu, ona była dalej. Odpływała w otchłań, która zabrała także i jego. Deszcz padał coraz mocniej. Gdy stanęli nad wykopaną dziurę usłyszała głośny jęk jego matki i głośny szloch Martyny. Zadrżała. Bezgłośny krzyk przeszedł przez jej głowę. Nie mogła złapać oddechu. Patrzyła, jak powoli trumna z ciałem Kamila opuszczana jest do dołu. Jak uderza o ziemię. Jak ciało młodego człowieka znika. Przymknęła powieki. Przeszedł przez nią kolejny atak bólu. Ciemność przetoczyła się przed jej oczami. 

Została sama. Wszyscy już się rozeszli. Została tylko ona. Patrzyła na przysypaną ziemią, pod którą spoczywał jej Kamil. Był, a teraz go nie ma. Została sama. Nie został jej już nikt. 
-Kocham cię. Jeśli jeszcze kiedykolwiek się spotkamy, czekaj na mnie. Nie wiem, dlaczego nie powiedziałam ci tego wcześniej. Kocham cię i zawsze cię kochałam. Od pierwszego dnia. Twoje pojawienie się w moim życiu, był moim przeznaczeniem. Mieliśmy się poznać. Mieliśmy spędzić te kilka chwil razem. Za każdy zły gest przepraszam... Za każde złe słowo wypowiedziane w gniewie... Za każdy raz, gdy zamiast wspierać, zostawiałam cię samego... Za przyjaźń, która nigdy nam nie wyszła. .. Za każdy raz, gdy musiałam być mądrzejsza... Za każdą twoją łzą, którą pokazywałeś tylko mnie... Tamten dzień był moim ostatnim. Ty wiesz. Ty już wszystko wiesz...  Gdybyśmy tylko mieli...

Obudziła się zlana potem. Zaschło jej w gardle. popatrzyła na zegarek. Piąta czterdzieści osiem. Piąty czerwca dwa tysiące dwudziesty pierwszy rok. Upiła łyk wody i próbowała uspokoić oddech. Kolejny raz śniło jej się to samo. Kolejny raz żegnała miłość swojego życia. Kolejny raz nie mogła pozbyć się złego przeczucia. Od tamtego dnia nic się nie zmieniło. Nie obudził się, nie poruszył rękę. Nic. Ale oddychał samodzielnie, oddychał, by pewnego dnia wrócić, do tych których kochał. Usłyszała dźwięk telefonu, nie patrząc na wyświetlacz odebrała. 
-Obudził się Tosia, obudził się. - odetchnęła z ulgą. Czekała na ten dzień wystarczająco długo. Teraz wszystko musi się ułożyć. Miał dla kogo żyć i ona zrobi wszystko, by to zrozumiał. Na tym polegała przyjaźń.



*********
Kompletnie nie podoba mi się to powyższe... Miało być inaczej, ale chyba nie miałabym sumienia, aż tak ich skrzywdzić.
Jak widzicie, nie jestem taka zła, ale to nie oznacza, że złe dni minęły. Chyba dopiero teraz się zacznie. 
Ściskam cieplutko, :)

6 komentarzy:

  1. Kochana, nawet nie wiesz jak mnie wystraszyłaś. Ten tekst budował we mnie napięcie, strach, żal... a później ona się obudziła. Chyba zacznę czytać Twoje wpisy od końca :)
    I kompletnie nie rozumiem, dlaczego Tobie się to nie podoba. Nie znasz się, więc nie krytykuj. :)
    Złe dni nie minęły. Ale nie może teraz się zacząć. Przyszła wiosna, wszystko budzi się do życia. Obudź się!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że on miał tutaj umrzeć. Że to miał być ostatni rozdział. No ale, jakoś wyszło inaczej.
      Bo jest niedopracowane. Po prostu.
      Na mnie wiosna nie działa, zdecydowanie wolę jesień :)
      Buziaki ;)

      Usuń
  2. Nie, nie wiem i nie chcę wiedzieć :)
    U mnie też wyszło inaczej. I o to chodzi.
    Czepiasz się.
    Wiem, doskonale o tym, wiem. Pamiętam. Nie chcę tego zmieniać. Ale wiesz :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nawet nie wiesz, jak mnie wystraszyłaś. Żyje. To najważniejsze. Gdyby Kamil umarł, to wszystko dalej nie miałoby przecież sensu. Bo wiesz, ja wciąż po cichu liczę, że oni jednak znajdą sposób, by być razem. Przecież się kochają. Może nie wprost, ale przyjaźń to, to na pewno nie jest. Nie tylko.
    Pozdrawiam i czekam na więcej.
    Kasia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana,jestem w tym "świecie" już prawie 4 lata,napisałam chyba 10 historii,ale w żadnej nie uśmierciłam/ nie napisałam złego zakończenia.Dlatego doskonale Cię rozumiem,wiele razy chciałam napisać coś inaczej,ale po prostu nie potrafię. Teraz z perspektywy czasu wiem,że nie powinnaś się tym przejmować. :)

    Myślę również,że to opowiadanie zasługuje na jeszcze więcej rozdziałów, bo jest naprawdę dobre.
    I nie myśl,że najgorsze się dopiero zaczyna.Głowa do góry,myśl pozytywnie i najlepsze właśnie się zaczyna.
    A przy okazji Zapraszam na nowość na http://zgubione-slowa.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje, dziękuje bardzo. I za dobre rady i za dobre słowo :) Tego chyba potrzebowałam. :)
      To opowiadanie powolutku zmierza do końca, ostatnie zdanie zostało już napisane. Co nie zmienia faktu, że dzięki twojemu komentarzowi zaczynam latać :)
      Oczywiście, że się pojawię u ciebie :)

      Usuń