Leżała
na leżaku przed ośrodkiem w Spale. Korzystała z ciepłych promyków
majowego słońca. Miała doskonały widok na cały teren ośrodka, gdzie między innymi jej mężczyzna wylewał siódme poty na
treningu. Jej mężczyzna. Jak to dumnie brzmiało. Gdyby ktoś, rok
temu powiedział jej, że tak będzie wyglądał jej dzień, nie
uwierzyłaby. Wbrew wszystkim powoli wracała do swoich codziennych
obowiązków. Siedząc w domu wciąż mogła pisać. Tłumaczyła
drobne teksty, wybierała i obrabiała zdjęcia, była w kontakcie z
światem, który odjeżdżał powoli bez niej. Wiedziała, że szybko
nie wróci na tą drugą stronę. Wiedziała, że jeszcze trochę i
zostanie tu zupełnie sama. Za chwilę zaczynał się sezon, a wtedy
ona zostanie, a on pojedzie spełniać swoje marzenia. Zawsze to ona
wyjeżdżała, zostawiając ważnych dla niej ludzi. Zostawiała ich
samych. Z całym ich życiowym bagażem, z ich słabościami,
problemami, marzeniami, miłościami. Była dla nich, ale zawsze na
odległość. A teraz miała zostać sama. Miała ten czas, by zająć
się życiem innych. Miała czas, by zająć się swoim życiem.
- Czasem cieszę się, że nie
jestem w narodówce. – usłyszała obok siebie głos najlepszej
przyjaciółki.
- No tak, jeszcze mogłabyś się
spocić, a tego byśmy nie chciały, prawda?- zapytała uśmiechając
się do niej.
-Miła jak zawsze.- odwzajemniła
jej uśmiech
-Staram się. –spojrzała przed
siebie, gdzie można było dostrzec biegających wokół terenu
ośrodka mężczyzn. – Ale zgadzam się z tobą, też nie miałabym
ochoty tak biegać bez sensu. Oni mają grać tak, a nie biegać. Czy
ja pomyliłam dyscyplinę?
-Oj, Tocha, Tocha. Jesteś
bezkonkurencyjna. – poczochrała jej fryzurę, jednak gdy napotkała
jej
spojrzenie, szybko zmieniła taktykę. – Tak cię chciałam
zapytać, jak ci się żyje. Jak ty w ogóle
wytrzymujesz z tym
pacanem?
-Jeszcze jakoś daję radę, ale
czasami mam taką wielką ochotę zapakować go w paczkę i wysłać
już na to pieprzone zgrupowanie i wreszcie odpocząć od
odpoczywania. Ostatnio nawet wziął się za pranie. Za pranie
rozumiesz? Nawet poprasował. Gotuje obiad, sprząta, wynosi śmieci.
Czasem mam wrażenie, że sam urodzi to dziecko. – pomachała
przebiegającym obok nich chłopakom. – Nie chciałabym, żebyś
mnie źle zrozumiała. Doceniam to, naprawdę. Kocham go i nie
mogłabym trafić na nikogo lepszego, ale ja nie umieram. Mogę się
ruszać i robić proste rzeczy. Naprawdę. Troszczy się o mnie, jak
tylko może, ale on się musi teraz skupić przede wszystkim na
sobie, na zbliżającym się sezonie. Cholera, on za chwile
przestanie sypiać, żeby tylko sprawdzać, czy oddycham, czy jestem.
Na Boga, ja się nigdzie nie wybieram. Zamierzam utrudniać mu życie
do końca świata i jeszcze dłużej. –uśmiecha się do dziewczyny siedzącej obok niej.
-Zawsze taki był. – spojrzała na nią. – Jak kocha to na całego siebie. A ciebie kocha. Zawsze
kochał. Jak wyjechałaś, nie mógł się odnaleźć. Nie mógł
sobie znaleźć miejsca. Przysiągł sobie, że kiedyś zdobędzie
wszystko, by ci pokazać, że jest najlepszy. Że zasługuje na
ciebie. Załamał się całkowicie. Nigdy nie widziałam go w takim
stanie. Był cieniem samego siebie. Cieniem najgorszego cieniasa
świata. Były w jego życiu kobiety. Ale były, bo musiały być.
Przechodziły przez jego łóżko i życie niezwykle szybko. Nie
zostawały na dłużej niż dwa dni. Wyładował się, pokazał
matce, że sobie radzi i znikały. Czekał na ciebie. Całe te lata
czekał tylko na ciebie. I się doczekał. Nikt w to nie wierzył.
Nikt nie wierzył, że jeszcze wrócisz. Ale wróciłaś. Miał
rację. Jako jedyny z nas.
-Nie chciałam wracać. –
spojrzałaś jej prosto w oczy. – Nie miałam takiego zamiaru.
Nigdy. Zawsze miał być tylko na chwilę i w moim rozumieniu do tego
pieprzonego grudnia nią był. Był miłą chwilą, do której się
nie wraca. Sama nie wiem, dlaczego do niego zadzwoniłam. Nie umiem
sobie tego sama wytłumaczyć, do dzisiaj. Dopiero teraz zrozumiałam,
jak bardzo go zraniłam. Jak bardzo go skrzywdziłam. Chroniłam
siebie, zapominając o wszystkich innych. Już wtedy chyba go
kochałam, ale nie chciałam się przyznać, przed samą sobą, że
mogę kochać kogoś tak bardzo. Że mogę kochać kogokolwiek.
Przeraziłam się, kiedy zobaczyłam te dwie kreski. Przeraziłam
się, że sobie nie poradzę, że mój pomysł na życie może się
nie sprawdzić. Boże, jaka ja byłam głupia. Naiwna, że na coś
mam wpływ.
-Nie byłaś naiwna. Walczyłaś
o swoje szczęście. Miałaś do tego całkowite prawo. – spojrzała
na nią. -Byliście młodzi. Oboje byliście za młodzi. Gdybyście
spotkali się w innym momencie życia, gdybyście spotkali się
później, albo wcześniej żylibyście inaczej. Nie ma co gdybać.
Spotkaliście się, kiedy się spotkaliście. Zdarzyło się, co się
zdarzyło i basta. Inaczej nie będzie. Swoimi wyrzutami sumienia nie
zmienicie przeszłości, ale dziś możecie próbować dobrze przeżyć
teraźniejszość. Tośka dostaliście drugą szansę, ale nie macie
pewności, że dostaniecie trzecią. – uśmiechnęła się. – I
musisz wreszcie utrzeć nosa jego matce, bo już momentami naprawdę
nie można z nią wytrzymać. – zaśmiali się cicho.
-Magda, rozumiem ją –
powiedziała cicho, ale pewnie. – Rozumiem ją. Myśli i zachowuje
się, jak matka, która kocha swoje dzieci. Skrzywdziłam jej
dziecko. Bardzo je skrzywdziłam. Ma prawo zachowywać wobec mnie
dystans…
-Nie usprawiedliwiaj jej. –
przerwała jej- Nie widzisz, że teraz rani go bardziej? On
potrzebuje jej wsparcia!
-I ma je. – próbowała ją
utwierdzić, ale bardziej chciała przekonać siebie. – Kocha go i
będzie wspierała wszystkie jego decyzje. Może nie wszystkie będzie
akceptowała, ale wszystkie będzie wspierać. Taka już rola
rodzica. Kiedyś sama się przekonasz – uśmiechnęła się i
pomachała grupce mężczyzn zbliżających się do jej oazy.
Chciała pokazać jej, że jest
spokojna, ale wiedziała, że dzień w którym, jego matka
zaakceptuje wybór swojego syna jest jeszcze daleki. Wydawało jej
się, że tylko tam, gdzie jest oficjalna wojna, wszelkie chwyty są
dozwolone. Myliła się. Wiedziała, że wygrała bitwę, ale nie
wiedziała, czy zdoła wygrać wojnę. Swoją prywatną małą wojnę.
Dziś Wojciech był jej, ale co będzie jutro, tego nie wiedziała,
może nie chciała wiedzieć. Wolała nie wiedzieć. Jego matka miała
nad nią przewagę. Była jego matką. Matką, którą kocha się
zawsze. Matką, która była przy nim zawsze. A ona. Ona już raz
odeszła i zostawiła go z głęboko złamanym sercem. Ot tak.
Postawiła na swoje życie, na realizację swoich marzeń. Rozumiała
ją i jednocześnie nie mogła pojąć, jak tak bardzo można kazać
dziecku wybierać każdego dnia. Widziała ból na jego twarzy, gdy
nie zadzwoniła z zaproszeniem na niedzielny obiad, choć Janek
opowiadał o nim, jakiś tydzień. Miała być cała rodzina,
dziadkowie. A on siedział z nią i udawał, że świetnie się z nią
bawi. A święta ? Urodziny. Czy już do końca życia będzie musiał
wybierać między dwoma kobietami, które kocha. Kochała go i
chciała móc jakoś tego uniknąć. Chciała sprawić, by wszystko
było jak dawniej, z jednym małym szczegółem. Chciała być obecna
w jego życiu. Nie wiedziała, jak miała tego dokonać, ale
wiedziała, że tak dłużej być nie może.
-Ciesze
się, że wreszcie, wszyscy jesteśmy na swoim miejscu – dziewczyna
uśmiechnęła się i spojrzała przed siebie.
-Ty,
jako jedyna wiesz, jak jest naprawdę. Byłaś przy nim, nigdy nie
mówiąc o tym. Byłaś ze mną, udając, że nie masz ze mną
kontaktu. - Antonina chwyciła dłoń Magdaleny. - Dziękuje.
-Podziękujesz
mi na moim ślubie, jeśli zgodzisz się w końcu zostać moją
druhną. Ile jeszcze mam czekać.
-Jesteś
pewna? Znacie się krótko.
-Miłość,
to miłość. - spojrzała na Wojtka. - Albo wiesz, że kochasz, albo
nie kochasz wcale. Wy potrzebowaliście tyle czasu, żeby wrócić w
to samo miejsce. Ale Tośka jest jeszcze jedna osoba, której należą
się wyjaśnienia.
-Nie
chce ze mną rozmawiać. - Antonina pogłaskała się po brzuchu. -
Byłam tak, nie wpuścił mnie. Nie odbiera telefonu, a jak dzwonię
z Wojtkowego odkłada słuchawkę. Straciłam go, Magda. Straciłam
mojego Kamila tamtej nocy i tego już nigdy nie naprawię.
Nie
można stracić kogoś Antonino, kogo nigdy się nie miało. To
powinno ci wystarczyć. Nigdy nie byłaś moja. A ja nie byłem twój.
Był Wojtek. Tego się trzymajmy. Pamiętasz, jak planowaliście swój
ślub? Mieliśmy po dwanaście lat. Już wtedy cię kochałem, ale
byłaś jego. Całe nasze pieprzone życie byłaś jego. Któregoś
dnia, zostaniesz jego na zawsze, a mi nie zostanie po tobie nawet
ślad. Nie zostanie mi ślad po największej miłości mojego życia.
Wiesz dlaczego? Bo wczorajsze jutro nie wróci, choćbyś nie wiem,
jak chciała...
*****
Z tego miejsca chciałam Wam podziękować za obecność. Tą ujawnioną, która motywuje podwójnie i tą ukrytą. Serducho rośnie.
Odnośnie tego powyżej, nie wypowiadam się. Wyszło, jak wyszło.
Odnośnie tego powyżej, nie wypowiadam się. Wyszło, jak wyszło.
Do następnego ;)
Dobra... ja nie ogarniam i proszę o wyjaśnienia.
OdpowiedzUsuńNaprawdę myślałam, że ona ma kontakt z Kwasem.
I że Artur ją oleje.
A tutaj wyhodzi na to, że ma dziecko z Arturem, Wojtek je wychowa, a ona chce Kwasa?
Czy ma w głowie mętlik stulecia pod postącią kocham ich wszystkich?
Matko.. proszę ześlij na mnie olśnienie i ogarnij mnie.
ps. jeżeli masz czas i ochote to zapraszam do siebie. ;)
Witaj,
UsuńTosia kocha każdego z nich na swój sposób. Wydaje jej się, że Kamil to przeszłość i do tego nie ma powrotu, ale czy ma rację czas pokaże. Kamil ma dość specyficzną rolę w tym wszystkim. Wojtka zawsze kochała, jak przyjaciela, a Artur jest pośrednikiem między tym co miała, a tym co zawsze chciała mieć.
Oczywiście w wolnej chwili zjawię się u ciebie,
Pozdrawiam ;)