piątek, 12 lutego 2016

6. Bo wczorajsze jutro nie wróci, choćbyś nie wiem, jak chciała...

Leżała na leżaku przed ośrodkiem w Spale. Korzystała z ciepłych promyków majowego słońca. Miała doskonały widok na cały teren ośrodka, gdzie między innymi jej mężczyzna wylewał siódme poty na treningu. Jej mężczyzna. Jak to dumnie brzmiało. Gdyby ktoś, rok temu powiedział jej, że tak będzie wyglądał jej dzień, nie uwierzyłaby. Wbrew wszystkim powoli wracała do swoich codziennych obowiązków. Siedząc w domu wciąż mogła pisać. Tłumaczyła drobne teksty, wybierała i obrabiała zdjęcia, była w kontakcie z światem, który odjeżdżał powoli bez niej. Wiedziała, że szybko nie wróci na tą drugą stronę. Wiedziała, że jeszcze trochę i zostanie tu zupełnie sama. Za chwilę zaczynał się sezon, a wtedy ona zostanie, a on pojedzie spełniać swoje marzenia. Zawsze to ona wyjeżdżała, zostawiając ważnych dla niej ludzi. Zostawiała ich samych. Z całym ich życiowym bagażem, z ich słabościami, problemami, marzeniami, miłościami. Była dla nich, ale zawsze na odległość. A teraz miała zostać sama. Miała ten czas, by zająć się życiem innych. Miała czas, by zająć się swoim życiem.
- Czasem cieszę się, że nie jestem w narodówce. – usłyszała obok siebie głos najlepszej przyjaciółki.
- No tak, jeszcze mogłabyś się spocić, a tego byśmy nie chciały, prawda?- zapytała uśmiechając się do niej.
-Miła jak zawsze.- odwzajemniła jej uśmiech
-Staram się. –spojrzała przed siebie, gdzie można było dostrzec biegających wokół terenu ośrodka mężczyzn. – Ale zgadzam się z tobą, też nie miałabym ochoty tak biegać bez sensu. Oni mają grać tak, a nie biegać. Czy ja pomyliłam dyscyplinę?
-Oj, Tocha, Tocha. Jesteś bezkonkurencyjna. – poczochrała jej fryzurę, jednak gdy napotkała jej
spojrzenie, szybko zmieniła taktykę. – Tak cię chciałam zapytać, jak ci się żyje. Jak ty w ogóle
wytrzymujesz z tym pacanem?
-Jeszcze jakoś daję radę, ale czasami mam taką wielką ochotę zapakować go w paczkę i wysłać już na to pieprzone zgrupowanie i wreszcie odpocząć od odpoczywania. Ostatnio nawet wziął się za pranie. Za pranie rozumiesz? Nawet poprasował. Gotuje obiad, sprząta, wynosi śmieci. Czasem mam wrażenie, że sam urodzi to dziecko. – pomachała przebiegającym obok nich chłopakom. – Nie chciałabym, żebyś mnie źle zrozumiała. Doceniam to, naprawdę. Kocham go i nie mogłabym trafić na nikogo lepszego, ale ja nie umieram. Mogę się ruszać i robić proste rzeczy. Naprawdę. Troszczy się o mnie, jak tylko może, ale on się musi teraz skupić przede wszystkim na sobie, na zbliżającym się sezonie. Cholera, on za chwile przestanie sypiać, żeby tylko sprawdzać, czy oddycham, czy jestem. Na Boga, ja się nigdzie nie wybieram. Zamierzam utrudniać mu życie do końca świata i jeszcze dłużej. –uśmiecha się do dziewczyny siedzącej obok niej.
-Zawsze taki był. – spojrzała na nią. – Jak kocha to na całego siebie. A ciebie kocha. Zawsze kochał. Jak wyjechałaś, nie mógł się odnaleźć. Nie mógł sobie znaleźć miejsca. Przysiągł sobie, że kiedyś zdobędzie wszystko, by ci pokazać, że jest najlepszy. Że zasługuje na ciebie. Załamał się całkowicie. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Był cieniem samego siebie. Cieniem najgorszego cieniasa świata. Były w jego życiu kobiety. Ale były, bo musiały być. Przechodziły przez jego łóżko i życie niezwykle szybko. Nie zostawały na dłużej niż dwa dni. Wyładował się, pokazał matce, że sobie radzi i znikały. Czekał na ciebie. Całe te lata czekał tylko na ciebie. I się doczekał. Nikt w to nie wierzył. Nikt nie wierzył, że jeszcze wrócisz. Ale wróciłaś. Miał rację. Jako jedyny z nas.
-Nie chciałam wracać. – spojrzałaś jej prosto w oczy. – Nie miałam takiego zamiaru. Nigdy. Zawsze miał być tylko na chwilę i w moim rozumieniu do tego pieprzonego grudnia nią był. Był miłą chwilą, do której się nie wraca. Sama nie wiem, dlaczego do niego zadzwoniłam. Nie umiem sobie tego sama wytłumaczyć, do dzisiaj. Dopiero teraz zrozumiałam, jak bardzo go zraniłam. Jak bardzo go skrzywdziłam. Chroniłam siebie, zapominając o wszystkich innych. Już wtedy chyba go kochałam, ale nie chciałam się przyznać, przed samą sobą, że mogę kochać kogoś tak bardzo. Że mogę kochać kogokolwiek. Przeraziłam się, kiedy zobaczyłam te dwie kreski. Przeraziłam się, że sobie nie poradzę, że mój pomysł na życie może się nie sprawdzić. Boże, jaka ja byłam głupia. Naiwna, że na coś mam wpływ.
-Nie byłaś naiwna. Walczyłaś o swoje szczęście. Miałaś do tego całkowite prawo. – spojrzała na nią. -Byliście młodzi. Oboje byliście za młodzi. Gdybyście spotkali się w innym momencie życia, gdybyście spotkali się później, albo wcześniej żylibyście inaczej. Nie ma co gdybać. Spotkaliście się, kiedy się spotkaliście. Zdarzyło się, co się zdarzyło i basta. Inaczej nie będzie. Swoimi wyrzutami sumienia nie zmienicie przeszłości, ale dziś możecie próbować dobrze przeżyć teraźniejszość. Tośka dostaliście drugą szansę, ale nie macie pewności, że dostaniecie trzecią. – uśmiechnęła się. – I musisz wreszcie utrzeć nosa jego matce, bo już momentami naprawdę nie można z nią wytrzymać. – zaśmiali się cicho.
-Magda, rozumiem ją – powiedziała cicho, ale pewnie. – Rozumiem ją. Myśli i zachowuje się, jak matka, która kocha swoje dzieci. Skrzywdziłam jej dziecko. Bardzo je skrzywdziłam. Ma prawo zachowywać wobec mnie dystans…
-Nie usprawiedliwiaj jej. – przerwała jej- Nie widzisz, że teraz rani go bardziej? On potrzebuje jej wsparcia!
-I ma je. – próbowała ją utwierdzić, ale bardziej chciała przekonać siebie. – Kocha go i będzie wspierała wszystkie jego decyzje. Może nie wszystkie będzie akceptowała, ale wszystkie będzie wspierać. Taka już rola rodzica. Kiedyś sama się przekonasz – uśmiechnęła się i pomachała grupce mężczyzn zbliżających się do jej oazy.
Chciała pokazać jej, że jest spokojna, ale wiedziała, że dzień w którym, jego matka zaakceptuje wybór swojego syna jest jeszcze daleki. Wydawało jej się, że tylko tam, gdzie jest oficjalna wojna, wszelkie chwyty są dozwolone. Myliła się. Wiedziała, że wygrała bitwę, ale nie wiedziała, czy zdoła wygrać wojnę. Swoją prywatną małą wojnę. Dziś Wojciech był jej, ale co będzie jutro, tego nie wiedziała, może nie chciała wiedzieć. Wolała nie wiedzieć. Jego matka miała nad nią przewagę. Była jego matką. Matką, którą kocha się zawsze. Matką, która była przy nim zawsze. A ona. Ona już raz odeszła i zostawiła go z głęboko złamanym sercem. Ot tak. Postawiła na swoje życie, na realizację swoich marzeń. Rozumiała ją i jednocześnie nie mogła pojąć, jak tak bardzo można kazać dziecku wybierać każdego dnia. Widziała ból na jego twarzy, gdy nie zadzwoniła z zaproszeniem na niedzielny obiad, choć Janek opowiadał o nim, jakiś tydzień. Miała być cała rodzina, dziadkowie. A on siedział z nią i udawał, że świetnie się z nią bawi. A święta ? Urodziny. Czy już do końca życia będzie musiał wybierać między dwoma kobietami, które kocha. Kochała go i chciała móc jakoś tego uniknąć. Chciała sprawić, by wszystko było jak dawniej, z jednym małym szczegółem. Chciała być obecna w jego życiu. Nie wiedziała, jak miała tego dokonać, ale wiedziała, że tak dłużej być nie może.
-Ciesze się, że wreszcie, wszyscy jesteśmy na swoim miejscu – dziewczyna uśmiechnęła się i spojrzała przed siebie.
-Ty, jako jedyna wiesz, jak jest naprawdę. Byłaś przy nim, nigdy nie mówiąc o tym. Byłaś ze mną, udając, że nie masz ze mną kontaktu. - Antonina chwyciła dłoń Magdaleny. - Dziękuje.
-Podziękujesz mi na moim ślubie, jeśli zgodzisz się w końcu zostać moją druhną. Ile jeszcze mam czekać.
-Jesteś pewna? Znacie się krótko.
-Miłość, to miłość. - spojrzała na Wojtka. - Albo wiesz, że kochasz, albo nie kochasz wcale. Wy potrzebowaliście tyle czasu, żeby wrócić w to samo miejsce. Ale Tośka jest jeszcze jedna osoba, której należą się wyjaśnienia.
-Nie chce ze mną rozmawiać. - Antonina pogłaskała się po brzuchu. - Byłam tak, nie wpuścił mnie. Nie odbiera telefonu, a jak dzwonię z Wojtkowego odkłada słuchawkę. Straciłam go, Magda. Straciłam mojego Kamila tamtej nocy i tego już nigdy nie naprawię.

Nie można stracić kogoś Antonino, kogo nigdy się nie miało. To powinno ci wystarczyć. Nigdy nie byłaś moja. A ja nie byłem twój. Był Wojtek. Tego się trzymajmy. Pamiętasz, jak planowaliście swój ślub? Mieliśmy po dwanaście lat. Już wtedy cię kochałem, ale byłaś jego. Całe nasze pieprzone życie byłaś jego. Któregoś dnia, zostaniesz jego na zawsze, a mi nie zostanie po tobie nawet ślad. Nie zostanie mi ślad po największej miłości mojego życia. Wiesz dlaczego? Bo wczorajsze jutro nie wróci, choćbyś nie wiem, jak chciała... 

*****
Z tego miejsca chciałam Wam podziękować za obecność. Tą ujawnioną, która motywuje podwójnie i tą ukrytą. Serducho rośnie.
Odnośnie tego powyżej, nie wypowiadam się. Wyszło, jak wyszło. 
Do następnego ;)

2 komentarze:

  1. Dobra... ja nie ogarniam i proszę o wyjaśnienia.
    Naprawdę myślałam, że ona ma kontakt z Kwasem.
    I że Artur ją oleje.
    A tutaj wyhodzi na to, że ma dziecko z Arturem, Wojtek je wychowa, a ona chce Kwasa?
    Czy ma w głowie mętlik stulecia pod postącią kocham ich wszystkich?
    Matko.. proszę ześlij na mnie olśnienie i ogarnij mnie.

    ps. jeżeli masz czas i ochote to zapraszam do siebie. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj,
      Tosia kocha każdego z nich na swój sposób. Wydaje jej się, że Kamil to przeszłość i do tego nie ma powrotu, ale czy ma rację czas pokaże. Kamil ma dość specyficzną rolę w tym wszystkim. Wojtka zawsze kochała, jak przyjaciela, a Artur jest pośrednikiem między tym co miała, a tym co zawsze chciała mieć.
      Oczywiście w wolnej chwili zjawię się u ciebie,
      Pozdrawiam ;)

      Usuń